Wreszcie wyczekiwany przeze mnie rozdział. Jupiiii!
_____
Spał
może dwie godziny. Następne dwie tylko drzemał. Co chwilę budził się i
rozglądał po nieznanym pomieszczeniu. Pokój był przestronny. Ścianę naprzeciwko
łóżek zajmowała ogromna szafa, były też dwa fotele i ława. Pomiędzy łóżkami
stała szafka nocna i to tyle, jeśli chodzi o umeblowanie. Zwykły pokój
gościnny. Na ścianach nie było żadnych poroży jeleni lub głów dzików, które
mogłyby go przerazić. Po prostu czuł się nieswojo w obcym miejscu i nie mógł
zasnąć.
W
końcu wstał i najciszej jak mógł, wyszedł z pokoju, żeby nie obudzić
przyjaciela. Rozejrzał się po korytarzu. Później zatroszczy się o prysznic i
zmianę ubrań. Poza tym wszystkie walizki zostały w busie, do którego kluczyki
miał CC. Nie kłopotał się nawet z zakładaniem butów. Podejrzewał, że wszyscy
jeszcze śpią. Nawet Angela, która zapewne czekała na nich od jakiejś czwartej
nad ranem.
Zszedł
na dół i wyszedł na ganek. Nabrał w płuca świeżego powietrza, ale to tylko
przypomniało mu o papierosach, których długo nie palił. Z drugiej strony mogło
mu to wyjść tylko na dobre. Promienie słońca przyjemnie łaskotały w twarz, a
lekki wiaterek rozwiewał mu włosy, które koniecznie wymagały mycia.
Zszedł
z ganku i postawił stopę na ziemi. Nie pamiętał, kiedy ostatnio chodził boso po
trawie, ale było to przyjemne uczucie. Gdzieniegdzie leżały opadłe liście,
które szeleściły, kiedy po nich stąpał, co z kolei przypomniało mu dzieciństwo
i skakanie po kupkach zeschłych liści.
Podszedł
do busa z nadzieją, że będzie otwarty, ale nic z tego. Będzie musiał poczekać,
aż wszyscy wstaną, a przynajmniej CC. Obstawiał, że będzie czekał jeszcze kilka
godzin. W brzuchu zaczynało mu już burczeć i naprawdę marzył o prysznicu. Może
obudzenie Christiana i poproszenie o kluczyki nie było złym pomysłem? Potem
przyjaciel i tak by pewnie zasnął.
Gdy
tak stał i rozmyślał, usłyszał za sobą szelest liści. Odwrócił się gwałtownie i
otworzył szeroko oczy. Przed nim stała dziewczyna o drobnej posturze. Na oko miała
metr siedemdziesiąt. Bardzo długie blond włosy opadały jej falami na ramiona,
szaroniebieskie oczy przyglądały się mu z zaciekawieniem. Rysy twarz miała
bardzo delikatne, prosty nosek i blade, pełne usta. Stała ubrana w białą
sukienkę do kolan, boso. Porcelanowa cera sprawiała, że wyglądała niemal jak
duch. Lub anioł. W dłoniach o długich palcach trzymała miseczkę z truskawkami.
-
Cześć – przywitała się z delikatnym uśmiechem. – Truskawkę? – Wyciągnęła miskę
w jego stronę.
-
Cześć – odpowiedział i sięgnął po owoc. Dziewczyna wydawała się nierealna, ale
truskawki jak najbardziej. Rozpływały się w ustach. – Kim jesteś? – To było
durne pytanie, skarcił się za nie w myślach, ale jednak musiał je zadać.
-
Uwierzysz, jeśli powiem, że aniołem? – zapytała całkiem poważnie. Zamrugał
powiekami. Przecież był poważnym człowiekiem, który nawet nie wierzył w
istnienie nadnaturalnych stworzeń, a co dopiero aniołów. Dziewczyna wybuchała
perlistym śmiechem. – Masz taką minę, że chyba tak. Jestem Celeste, ale możesz
też mówić do mnie Celia, jeśli tak ci wygodniej.
-
Andy – wychrypiał nadal zaskoczony.
-
Nie jestem aniołem, nie patrz tak już na mnie. Truskawkę? – Znów podsunęła mu
owoce, ale tym razem podziękował. – Mój doskonały zmysł obserwacji mówi mi, że nie
masz kluczyków do samochodu, a zostały tam twoje rzeczy. Na twoje szczęście CC
dał mi kluczyki, zanim się położył. – Wyjęła dwa kluczyki z kieszonki w
sukience i podała mu.
Otworzył
bagażnik i sięgnął po swoją walizkę. Bez sensu było zabierać ją ze sobą, więc
wyciągnął tylko komplet ubrań na przebranie.
-
Chodź dam ci jakiś ręcznik.
Pokiwał
głową i ruszył za Celeste. Podobało mu się to imię. Brzmiało tajemniczo, a
zarazem delikatnie i pasowało do niej. Była delikatna. Zupełnie przeciwnie do
Juliet, która miała mocny charakter i widać to było w jej oczach. Przy niej
Celeste wydawała się porcelanową pozytywką, która rozpadnie się na miliony kawałków
przy mocniejszym dotyku.
Weszli
do pensjonatu i skierowali się w lewą stronę do krętych schodów. Dziewczyna
poinformowała, że teraz znajdują się w części mieszkalnej, która jest znacznie
mniejsza niż część dla gości pensjonatu.
-
Szum wody może obudzić chłopaków, a jeśli wykąpiesz się po tej stronie, nic nie
usłyszą – wyjaśniła.
Weszli
do łazienki po prawej stronie holu. Wyciągnęła z szafki czyste ręczniki w
białym kolorze i położyła je na pralce.
-
Myślę, że jagodowy żel i miodowo-migdałowy szampon nie przypadną ci do gustu,
dlatego masz tu zwykłe bezzapachowe mydło. – Wyciągnęła z szufladki pod
umywalką nowe opakowanie. – Nadaje się do mycia włosów.
-
Jest ze mną źle?
-
Wyglądasz jak żywy trup, ale spoko. Każdy by tak wyglądał po dwudziestu
godzinach jazdy – rzuciła luźno.
-
Skąd wiesz, że tyle jechaliśmy?
-
To irytujące, kiedy ty nic nie wiesz, a ktoś wie o tobie bardzo dużo, nie? –
Posłała mu złośliwy uśmiech, ale jednocześnie tak uroczy, że tylko się
roześmiał, kiedy opuściła łazienkę.
______________________________
Odgarnął mokre kosmyki z czoła i wyszedł
z łazienki, wypuszczając przy okazji kłąb pary. Rozejrzał się po holu. Tylko
jedne drzwi były uchylone i dochodził od nich dźwięk przesuwanych po poręczy
wieszaków.
Kulturalnie zapukał, a usłyszawszy wesołe
„proszę”, otworzył szerzej drzwi. Ściany miały beżowy kolor, meble były białe.
Okno było z wnęką, na której ułożono materac. Był to przytulny pokój zarówno
dla nastolatki jak i dorosłej osoby. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, ile
właściwie lat ma blondynka. Obstawiał, że nie jest pełnoletnia.
W
czasie, kiedy ona szperała w szafie, w której kątem oka dostrzegł same białe,
szare i czarne ubrania - spodziewał się przewagi różu i błękitów – rozejrzał
się uważniej po pokoju zagadkowej dziewczyny. Jego wzrok padł na półkę z
książkami, gdzie zgromadzona została cała saga „Pieśni Lodu i Ognia”.
Dziewczyna zauważyła, na co patrzy, i wzruszyła ramionami.
-
Fanka „Gry o Tron”?
-
Oglądasz?
-
Nie, ale dużo słyszałem. Większość moich znajomych ogląda, a potem rozprawiają
o tym całymi godzinami. Coś tam wiem.
-
„Gra o Tron” łączy ludzi – uśmiechnęła się. Wyciągnęła z szafy ręcznie dzianą
czarną narzutkę i nałożyła ją. – Idziemy na dół.
Posłusznie
poszedł za nią, uważając na śliskich schodach. Celeste nie zatrzymywała się,
żeby sprawdzić, czy idzie za nią. Zupełnie nie brała pod uwagę, że chłopak może
się zatrzymać, choćby po to, by wyjrzeć przez okno. Miała rację, bowiem Andy
ani myślał o zgubieniu się w wielkim domu, dlatego szedł tuż za nią.
Skierowali
się w lewo, gdzie znajdowała się duża kuchnia. Kazała mu usiąść przy wyspie, a
sama stanęła naprzeciwko.
-
Co byś zjadł? – Zapytała, opierając łokcie o blat.
-
Nie rób sobie kłopotu. Poczekam, aż wstanie reszta i zjem z nimi.
-
Chyba żartujesz! – wybuchła. – Oni wstaną w porze obiadowej. Nie będziesz
głodował do tego czasu.
-
Nie powinnaś być teraz w szkole czy coś? – zapytał, by odwrócić jej uwagę.
Wyprostowała się i popatrzyła na niego dziwnie. Najpierw szeroko otworzyła
oczy, potem uniosła do góry jedną brew, gdzieś na jej ustach błąkał się
subtelny uśmieszek, po chwili znów patrzyła na niego poważnie. – O Boże,
właśnie powiedziałem coś bardzo głupiego, prawda?
-
Nie, tylko… Strzelaj. Ile mam lat?
-
Cholera – podrapał się po głowie – obstawiałem, że siedemnaście, ale skoro
pytasz, to znaczy…
Znów
wybuchała charakterystycznym, gromkim śmiechem.
- Dwadzieścia jeden – powiedziała, uspokoiwszy się.
- Nie możesz tyle mieć! Wystarczy ci zapleść warkoczyki i
możesz wracać do podstawówki! Nie wyglądasz na dwadzieścia jeden.
- No dzięki. Chcesz zobaczyć dowód?
- Pewnie podrabiany – fuknął.
- Cóż, ktoś, kto na pewno używał podrabianych dowodów, żeby
wchodzić do klubów, powinien rozpoznać fałszywkę od prawdziwego, prawda?
- Oj, no błagam.
- Ashley ma trzydziestkę na karku, a nie wygląda. Więc ja
mogę mieć swoje dwadzieścia jeden lat. A teraz mów, co chcesz na śniadanie?
Kolejna informacja, która wskazywała na to, że ich zna. Ale
nie wyglądała na fankę. Nie było sensu dalej się sprzeczać o jej wiek. Śmiała
się tak szczerze, kiedy wyznał, że wziął ją za siedemnastolatkę, że naprawdę
musiała mieć więcej lat. Jej postura i twarz o delikatnych rysach były naprawdę
mylące.
Nie odpowiedział jej, co chce na śniadanie, więc westchnęła
zdenerwowana i postanowiła zrobić po swojemu. Przygotowała jajka, ser i
kiełbaskę pokroiła w drobne kosteczki, pocięła szczypior i wrzuciła wszystko na
patelnię. Dosypała soli oraz pieprzu i ostrożnie wszystko mieszała. Przez cały
ten czas nie odzywali się do siebie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś robił mu
śniadanie. Albo jadał w hotelach lub restauracjach, albo sam coś sobie
przygotowywał. I z pewnością nie były to wymyślne dania. Zdarzało mu się złapać
tylko jabłko, kiedy wybiegał spóźniony. Juliet nie gotowała. Nie miała do tego
talentu i paliła zwykłe tosty, dlatego to on zawsze przygotowywał jej śniadanie
do łóżka.
Omlet pachniał smakowicie. Zabrał się za niego, gdy tylko
Celeste postawiła przed nim talerz. Dobrze było w końcu poczuć w ustach coś
treściwszego niż rogalik. Nie zdawał sobie sprawy, jaki jest głodny.
- Dzień dobry. – Do kuchni weszła Angela, niosąc w rękach
bukiet świeżo ściętych kwiatów.
- Dzień dobry – odparł, przełknąwszy.
- Dlaczego nie śpisz?
- Inny klimat, nowe miejsce. – Wzruszył ramionami. – Ale nie
jestem zmęczony tak bardzo.
Angela spojrzała na niego podejrzliwie, ale najwyraźniej
postanowiła odpuścić kazanie o zapotrzebowaniu człowieka na sen.
- Myślę, że bez chłopaków będziesz się nudził. Celeste, może
pokażesz Andy’emu okolicę?
Widząc zakłopotaną minę dziewczyny, odezwał się pierwszy.
- Super, chętnie bym się rozejrzał, jeśli masz ochotę mi
towarzyszyć.
To zabrzmiało zbyt poważnie. Przybił sobie mentalną piątkę
krzesłem. „Jeśli masz ochotę mi towarzyszyć.” Tak mówiono w średniowieczu, a on
nie był rycerzem, który postanowił zdobyć rękę pięknej królewny. Zamierzał
tylko wyciągnąć z niej informacje i dowiedzieć się więcej, o ile będzie skłonna
do współpracy.
Dokończył swoje śniadanie i już chciał grzecznie odstawić
talerz do zlewu, ale Celeste go uprzedziła. Woda, którą nastawiła chwilę
wcześniej, akurat się zagotowała. Wyciągnęła duży kubek termiczny i wsypała do
niego kawę, po czym wlała wodę. Zapytała, czy słodzi, ale zaprzeczył. Zdziwił
się, że pomyślała nawet o kawie dla niego, choć o to nie prosił. Miała jednak
całkowitą rację – marzył o dobrej kawie, a ta pachniała cudownie.
Podała mu kubek.
- Idziemy, czy chcesz wypić kawę?
- Wypiję po drodze.
Zanurzył usta w gorącym napoju. Ziarna musiały być niedawno
zmielone, bo smak był wyrazisty. Mruknął z zadowoleniem. Tego mu było trzeba.
Zatrzymał się jeszcze przy samochodzie. Ponownie otworzył
bagażnik i walizkę.
-
Będzie ci przeszkadzało, jeśli zapalę?
- Tak – odpowiedziała szczerze. – Nie lubię wdychać dymu,
niedobrze mi od niego.
- Okey, to może ja zapalę, a ty poczekasz w bezpiecznej
odległości?
- Nie, idziemy, a tobie wyjdzie to na zdrowie – oznajmiła
tonem niecierpiącym sprzeciwu.
Westchnął zrezygnowany, ale zamknął samochód i podążył za
Celeste.
Z początku szli piaszczystą dróżką prowadzącą przez las. Nie
był to jednak przerażający las jak z opowieści. Był to raczej niezbyt gęsty
las, w którym przewagę miały wysokie sosny. Spodobał mu się spacer o takiej
porze, kiedy dookoła było cicho, a od czasu do czasu ciszę przerywało ćwierkanie
ptaków. Wdychał zapach kawy, który mieszał się z zapachem drzew i żywicy.
W końcu jednak postanowił przerwać ciszę panującą między
nimi. Nie była to niezręczna cisza. Po prostu szli obok siebie, oboje pogrążeni
we własnych myślach, rozkoszując się otaczającą ich przyrodą.
- Dużo o nas wiesz, prawda?
- O Black Veil Brides? – upewniła się. – Mama zna
Christiana, zresztą ja też, więc jak mogłabym nie wiedzieć o waszym zespole?
Gracie świetną muzykę i jesteście bardziej ludzcy niż jakikolwiek artysta,
którego znam.
- A więc fanka – stwierdził.
- Powiedzmy – zachichotała. – Zamierzasz przeprowadzić
wywiad, co?
- Dokładnie. Następne pytanie, a raczej stwierdzenie. Nie
jesteś zbyt podobna do mamy, a nie poznałem jeszcze twojego taty.
- A skąd pomysł, że Angela jest moją mamą? – Spojrzała mu w
oczy. – Och, no tak. Przed chwilą sama ją tak nazwałam. Angela nie jest moją
mamą, a przynajmniej nie biologiczną. Urodziłam się w Bostonie jako niechciane
dziecko biznesmenów, dla których liczyła się tylko kariera. Miałam wszystko,
czego chciałam, byle nie sprawiać problemów. Ojciec rzadko bywał w domu, ciągle
podróżował po świecie, a matka zostawiała mnie z opiekunkami, więc jej też zbyt
dobrze nie znałam. Po pięciu latach od mojego urodzenia, dostała wymarzony
awans i musiała przenieść się do Japonii. Nie zamierzała załatwiać mi tam
przedszkola, guwernantek, nie zamierzała przenosić moich rzeczy. Zostawiła mnie
w domu dziecka, obiecując, że to tylko na kilka dni, ale kiedy po miesiącu nie
wróciła, zrozumiałam, że już więcej jej nie zobaczę. W piątym tygodniu mojego
pobytu tam, kiedy to ciągle płakałam i spałam, przyjechała Angela. Kobieta,
która zajmowała się „oddawaniem” dzieci, przyprowadziła ją do bawialni, gdzie
wszyscy siedzieliśmy. Pamiętam, że siedziałam skulona przy oknie, za którym
padał deszcz. Wtedy podeszła do mnie Angela i powiedziała, że widzi w moich
oczach blaknący księżyc, a ona chce je rozpalić promieniem słońca. Nie
rozumiałam, o co jej chodzi, dotarło do mnie po latach, co miała na myśli,
mówiąc „promień słońca”.
- Sunbeam… – wtrącił, ze zrozumieniem kiwając głową.
- Właśnie. Przywiozła mnie tu i otoczyła miłością, do której
nie byłam przyzwyczajona. Nigdy nie zatęskniłam za Bostonem, za rodzicami.
Stworzyłam tu swój mały świat i jestem szczęśliwa. Angela dała mi dom, o którym
nawet nie marzyłam. Postanowiła, że nigdy nie wyjdzie za mąż, więc każdą wolną
chwilę poświęcała mi. Ona się tym zajmuje. Ratuje dzieci z domów dziecka i
znajduje im rodziny szybciej niż wredne panie z ośrodków. Dwa lata temu w
pewnym momencie miałyśmy tu domowe przedszkole. Przez ostatni rok trochę
chorowała, dlatego nie wybierałam się na studia, ale myślę, że za rok mi się
uda. Potem będę robić to samo, co ona – zakończyła z lekkim uśmiechem.
- Przykro mi z powo…
- Niepotrzebnie. Nie mam nawet żalu do matki, że mnie
zostawiła. Gdyby nie to, nie poznałabym Angeli. Dobra, ja się otworzyłam. Teraz
twoja kolej. Mów, co robisz w Sunbeam?
Opowiedział jej, jak to CC zadecydował nagle, że jadą na
wakacje, jak to Ashley zakuł go w kajdanki, a potem z Jakiem wepchnęli go do
samochodu, wspomniał o odebraniu telefonu i wyrzuceniu karty, aż do momentu,
kiedy myśleli, że się zgubili, a finalnie dotarli na miejsce.
- Cały czas wmawiają mi, że to dla mojego dobra, ale coś nie
bardzo w to wierzę. Podsumowując, zostałem porwany i uprowadzony do Sunbeam.
- Oj biedaku – zanosiła się śmiechem. – CC kiedyś mówił, że
uważa Sunbeam za ostatnią deskę ratunku dla zagubionych dusz. Możesz w twoim
życiu wydarzyło się coś, co sprawiło, że CC zdecydował, że to właśnie jest
odpowiedni czas?
Przez chwilę milczał, zastanawiając się, czy powinien
powiedzieć Celeste prawdę o planowanych oświadczynach. I czy dziewczyna miała
rację, co do intencji Christiana. To by było całkiem logiczne. CC uznał, że się
pogubił… Ale czy to nie było równoznaczne z tym, że nie chciał, by Andy żenił
się z Juliet? Poczuł nieprzyjemne ukłucie w środku. Do tej pory nie myślał w
ten sposób. Czy chłopaków obchodziło jego życie prywatne? Czy przeszkadzałby im
ślub z Juliet? Nie zapytał. Nie zapytał swoich najlepszych przyjaciół o opinię.
Dzień przed planowanymi oświadczynami zadzwonił do Christiana, bo ten mieszkał
najbliżej, żeby mu powiedzieć o swoich obawach. Ale nie pomyślał, żeby go
zapytać, co on o tym sądzi. Co sądzi o Juliet w roli żony oraz jak mogą
zareagować fani. CC miał go tylko wysłuchać, ale nic nie mówić. A może właśnie
potrzebował kogoś, kto wyrazi swoją opinię? Może to on powinien słuchać.
- Miałem się oświadczyć – wyrzucił z siebie szybko, zanim zdążył
zmienić zdanie.
Teraz już mamy komplet postaci. Jak Wam się podoba Celeste?
Dziękuję za wszystkie komentarze. Trzymajcie się ciepło w ten zimny czas.
Love you,
Erato
Cudny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCeleste wydaje się naprawdę fajna.
Pozdrawiam i uciekam czytać kolejny rozdział :)
Jak na razie wszyscy wzbudzili moją sympatię xD Teraz czekam, aż CC (lub Ash) coś odwali xd
OdpowiedzUsuń