Informacja!

Tytuł: Last Rites
Autor: Erato
Rozdziały: 19

Zabraniam kopiowania czegokolwiek bez mojej zgody!

piątek, 3 listopada 2017

Rozdział 17

Czekając, aż Juliet skończy kąpiel, rozmyślał nad wydarzeniami ostatnich dni. Nie mógł wyrzucić z głowy obrazu Inny wpadającej w objęcia Jake’owi. Piszczała i miała taki uroczy taneczny krok, kiedy do niego biegła. Czekała na niego do tak późnej godziny. Nie wyglądała na złą. Sam Jake opowiadał, że nastawiał się na kazanie, ale nic takiego nie nastąpiło, bo Inna cieszyła się, że w ogóle wrócił do domu.
         Pomyślał o tym, jakie powitanie zaserwowała mu jego dziewczyna.
        Przed domem stała krzywo zaparkowana Tesla, co oznaczało, że Juliet jest w domu. Ashley nie omieszkał wspomnieć, jak szkaradne jest jej auto i jak wiele Andy na nie wydał, choć nie jest warte swojej ceny. Już na korytarzu rozrzucone były liczne buty, torebki i kurtki. W salonie i kuchni pełno było brudnych naczyń i resztek jedzenia. Westchnął i poszedł na piętro. Juliet spała w jego sypialni, w jego łóżku, w jego ubraniach.
          Skierował się do łazienki. Wziął odświeżający prysznic, przebrał się w czyste rzeczy i wrócił do pokoju. Juliet siedziała rozbudzona i patrzyła na niego oskarżycielsko. Zatrzymał się w pół kroku i w takiej też pozycji wysłuchał wszystkiego, co miała do powiedzenia jego ukochana. Zaczęła od tego, jakim prawem ją obudził w środku nocy, a następnie przeszła do wykrzyczenia mu w twarz, jakim to jest okropnym chłopakiem i jak w ogóle mógł ją zostawić. Na koniec fuknęła „dobranoc” i odwróciła się do niego plecami.
        Po dwóch dniach jej złość minęła. Być może pomogła w tym kolacja w ekskluzywnej wegańskiej restauracji i nowa markowa torebka. Prawił jej komplementy i uśmiechał się, choć myślami wciąż powracał do rozpływających się w ustach steków Angeli w sosie wiśniowym i zapachu pieczonych ziemniaków.
        - I pomyślałam, że sypialnię przemalujemy na pomarańczowo. To taki ciepły kolor.
        - Że co? – Oderwał wzrok od liścia sałaty.
        - Pomarańczowy ci się nie podoba? To może zielony. Taki jasny, żywy…
        - Juliet, nie będziemy malować domu – powiedział trochę za ostro.
        - Wcześniej się zgodziłeś – odburknęła.
        - Ale mi się odwidziało. 
       Bo podobają mi się biel, czerń i szarość połączone z błękitem oczu i bladym różem ust. Tego jednak nie powiedział na głos.
        Błękit. Błękit jej oczu, błękit nieba, gdy zobaczył ją po raz pierwszy, błękit sukni, którą miała na sobie podczas najbardziej magicznego wieczoru w jego życiu.
        Otrząsnął się z melancholii. Ona była daleko, ale nawet będąc daleko, była znacznie bliżej, niż wszyscy ludzie znajdujący się dookoła. Szczelnie wypełniała jego myśli. Gdy tylko miał chwilę wolnego czasu, myślał właśnie o niej. Siedziała mu w głowie i machała nogami, choć mówiła, że wcale tak nie jest.
          - Dlaczego się uśmiechasz?
      Juliet weszła do pokoju owinięta w szlafrok, z mokrymi włosami. Wzruszył ramionami. Wspomnienia księżycowej dziewczyny zawsze sprawiały, że jego twarz się rozjaśniała. Kobieta odebrała to jako dobry znak. Położyła mu głowę na torsie. Automatycznie pogładził ją po włosach. Nie pachniały tak ładnie jak włosy Celeste i nie były tak gładkie.
         Leżeli chwilę w ciszy. W końcu Juliet podniosła się i popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek. Zmienił się, odkąd wrócił. Częściej milczał, chodził zamyślony, nie zgadzał się z jej zdaniem. Do tego nie przytulał jej i nie całował jak wcześniej. Postanowiła więc przypomnieć mu o uczuciu, którym ją darzył.
         - Nie… Nie mogę…
       Gwałtownie odsunął ją od siebie, zerwał się z łóżka i wyszedł. Nawet nie odwzajemnił pocałunku. Siedziała zaskoczona, ale ostatecznie postanowiła odpuścić. Prychnęła obrażona i spróbowała jak najszybciej zasnąć. Jutro pojedzie do siebie i niech zobaczy, jak to jest za kimś tęsknić.
_____________________
Bez Andy’ego było okropnie nudno. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Normalnie poszliby razem na jakiś koncert, przyjęcie, do jego rodziców lub do kina, a tak mogła jedynie krążyć po swoim mieszkaniu, które, swoją drogą, potrzebowało remontu, ale najpierw ekipy sprzątającej. Nie zajmowała się jednak taką bzdurą, ponieważ była pewna, że już niedługo na stałe przeniesie się do swojego chłopaka. Była co prawda zła, że nie pozwolił jej odświeżyć kolorów i wymienić mebli, ale wspaniałomyślnie postanowiła odpuścić. Zrobi, co będzie chciała, gdy już zostanie jego żoną i dostanie swoją część majątku.
        Pomyślała nagle, że jeśli natychmiast się z nim nie pogodzi, to są nikłe szanse na małżeństwo, bo Andy przez ostatnie dni był niezwykle markotny i ciągle zamyślony, a czasem uśmiechał się bez powodu, jakby nagle przypomniało mu się coś miłego. Żałowała, że nie jest w dobrych stosunkach z jego przyjaciółmi, bo wtedy mogłaby zapytać, gdzie tak naprawdę byli i co się tam wydarzyło. Miała złe przeczucia. Z drugiej strony wiedziała, że jeśli tylko umiejętnie to rozegra, Andy wróci pod jej panowanie i zapomni o tych spontanicznych wakacjach.
         Przebrała się w spodnie, które Andy lubił, założyła jedną z wielu bluzek, które od niego dostała, zrobiła mocny makijaż i uczesała włosy tak, by pięknie opadały na ramiona, włożyła najwyższe szpilki i zabrała skórę oraz zapasowe klucze do domu. Tak ubrana pojechała do ukochanego. Ku jej rozczarowaniu, nie było go. Był za to Daredevil i koty, a Andy nigdy nie zostawiał ich na zbyt długo samych, co oznaczało, że zaraz wróci.
         Salon i kuchnia znowu lśniły czystością. Uśmiechnęła się pobłażliwie, myśląc o pedantyczności chłopaka, i ruszyła na górę. Tylko drzwi do sypialni były zamknięte, jakby coś było za nimi ukryte. Od razu skierowała się w ich stronę. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Dopiero po chwili jej wzrok skupił się na małym czerwonym pudełeczku na biurku. Jej oczy rozbłysły. Wiedziała, co tam jest. Nie zawiodła się. Szyna była srebrna, gruba, wysadzana diamencikami, podtrzymywała ogromną koronę z wielkim brylantem w kształcie serca. Całość błyszczała niczym gwiazda. Przymierzyła. Pierścionek był stworzony dla niej. Poczuła się głupio, że odkryła niespodziankę, więc szybko wsadziła go z powrotem do pudełeczka, postanawiając, że nie da po sobie poznać, że coś wie, kiedy Andy wreszcie klęknie. Odkładając pudełeczko na biurko, zauważyła, że leży na nim jeszcze coś. Zapisana wierszem kartka. Przesunęła wzrokiem po pierwszej zwrotce, ale dopiero refren przykuł jej uwagę. „Czy jest ktoś, kto mnie powstrzyma? To może być mój ostatni błąd.” Dlaczego piosenka leżała przy pudełku z pierścionkiem, nietrudno się było domyślić. Oczy Juliet zaszkliły się.
         Tak bardzo skupiła się na znalezionych rzeczach, że nie słyszała, co dzieje się na dole. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że słyszy głosy. Trzy męskie głosy. Jeden z pewnością należał do Andy’ego, drugi do Ashley’a, ale trzeciego nie znała. Było już za późno na wszystko. Łzy płynęły jej po policzkach czarnymi od tuszu smugami.
        - Pokażemy panu górę. – Ash musiał być dziś w bardzo dobrym humorze, ponieważ jego głos był wesoły i miękki.
        - To naprawdę piękny dom i w dodatku okolica jest bardzo przyjazna. Dlaczego chce go pan sprzedać?
         Na schodach słychać było coraz głośniejszy stukot butów.
        - Jest dla mnie za duży. Rzadko tu bywam – mówił Andy. – Poza tym… Za dużo wspomnień. Zaczynam w życiu nowy etap.
       - Rozumiem. W takim razie mieszkanie w Echo Park jest idealne. Myślę, że to dobra zmiana. Wygląda pan na człowieka, który lubi, gdy dużo się dzieje.
        - Wbrew pozorom to nudziarz – zaśmiał się Ashley, ale jest zamarł, gdy wszedł do sypialni.
       Andy był tuż za nim. Wciągnął głośno powietrze. Juliet płakała, trzymając w dłoniach papier, a pudełeczko z pierścionkiem było otwarte. Marzył o tym, by zapaść się pod ziemię. Ash nerwowo podrapał się po karku i spojrzał na przyjaciela z zakłopotaniem.
        - Kto to jest?
        Kobieta otarła policzki i wskazała kościstym palcem na trzeciego z mężczyzn, ubranego w szary garnitur, z czarną teczką.
        - To pan Berstein… Agent nieruchomości – odparł niepewnie Andy.
        - Sprzedajesz nasz dom?
      - To jest mój dom, Juliet – zaznaczył. – Miałem ci powiedzieć, ale jakoś nie było czasu, bo wszystko poszło tak szybko.
      Opanowała się i nawet udało jej się uśmiechnąć. Może i Andy miał wątpliwości, co do małżeństwa, ale ostatecznie nadal byli parą. Ostatnio kłóciła się z nim wystarczająco dużo. Nie mogła wywołać kolejnej sceny. Była tu po to, by wszystko naprawić.
      - Kochanie… No dobrze. To gdzie się przeprowadzamy? – Jej ton był teraz bardzo optymistyczny.
           - Ty chyba nie łapiesz. – Ashley postąpił krok na przód.
          - Może ja zaczekam na dole – wtrącił cicho zmieszany Berstein, lecz nikt mu nie odpowiedział.
           - Andy się wyprowadza. Andy. Nie ty.
          - Nie rozmawiam z tobą – warknęła. Ten człowiek zawsze był przeciwko niej, zawsze musiał ją zdenerwować. – Andy, co to jest? – Podeszła i wcisnęła chłopakowi w dłonie pognieciony tekst piosenki. – „Ostatni błąd”? I ten pierścionek?!
           - Jeszcze go nie oddałeś? – Ashley pokręcił głową.
         - Juliet… Kiedy rano pojechałaś… Myślałem, że zrozumiałaś. – Spojrzał jej w oczy. – Nie mogę tego ciągnąć. Nie chcę tego ciągnąć.
           - Zastanów się dobrze – ostrzegła.
           - On już się zastanowił. – Ash wyrzucił ręce do góry. – Oddaj klucze i idź precz, pijawko.
          Kobieta spiorunowała go wzrokiem, ale się nie ugiął. Patrzył na nią wyzywająco, triumfująco. Powróciła więc spojrzeniem do Andy’ego. Jego twarz była kamienna. Widziała w jego oczach zdecydowanie, determinację i wyczekiwanie, kiedy to wszystko się skończy. Przegrała. Tym razem ostatecznie przegrała. Wiedziała, że nie uda jej się pogodzić z Andym, że już do siebie nie wrócą. Ze łzami w oczach sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej klucze, które następnie rzuciła z impetem na podłogę. Przepchnęła się obok agenta nieruchomości i ruszyła ku wyjściu. Słyszała, że Andy przeprasza za jej zachowanie, a potem kroki tuż za nią. Odwróciła się gwałtownie.
         - „Będziesz królową… Dopóki nie nadejdzie inna, młodsza i piękniejsza, która cię obali i odbierze ci wszystko, co dla ciebie drogie”.
          Zadrżała z gniewu. Znała te słowa. Przepowiednia dla znienawidzonej przez niemal wszystkich Cersei Lannister.
         Ashley uśmiechał się szeroko. Nie mógł się powstrzymać przed zadaniem ostatecznego ciosu. Odkąd zauważył, że między Andym a Celeste jest coś na rzeczy, to on chciał być tym, który powie o tym Juliet. Wyszło lepiej, niż przypuszczał. 
           - Ma na imię Celeste.
____________________
Kościół nie był duży, za to wysoki. Na ciężkich drzwiach, w których wyrzeźbiono sceny z życia Jezusa, znać było działanie rdzy. Została tylko jedna kołatka; nie wiadomo, co stało się z drugą. Kościół istniał od szesnastego wieku, a parafia nigdy nie miała dość pieniędzy na jego renowację, tak więc niszczał w szybkim tempie. Ściany z czerwonej cegły porośnięte były bluszczem, który przycinano tylko w okolicach okien, a te i tak nie dawały zbyt wiele światła przez kolorowe witraże. Chodnik wokół był cały spękany i nie dało się po nim chodzić w zbyt wysokich butach, by się nie potknąć. W czasie każdej procesji nikt nie skupiał się na modlitwie, ale na ostrożnym stąpaniu. Murek ostał się tylko w niektórych miejscach. Z zewnątrz kościół stanowił obraz nędzy i rozpaczy, ale wciąż ściągali do niego wierni, więc nikt nie miał zamiaru go zamknąć. 
        Drzwi skrzypnęły głośno. Chłopak przestąpił próg. Zanurzył czubki palców w chłodnej święconej wodzie w kamiennej misie, która bardziej przypominała basenik dla gołębi, i zrobił znak krzyża. Pojedyncza kropla spłynęła mu po czole. Wszedł głębiej i skierował się w lewą stronę. Było jeszcze wcześnie, dlatego w ławce po prawej pod samym ołtarzem siedziały tylko trzy starsze kobiety i odmawiały szeptem różaniec. Usiadł po lewej stronie i skupił wzrok na figurze ukrzyżowanego Jezusa wiszącej nad ołtarzem. Przez chwilę patrzył na kamienny ołtarz przykryty zwykłym śnieżnobiałym obrusem, drewnianą ambonę i pozłacane drzwiczki tabernakulum z czerwoną lampką. Znów skierował wzrok na figurę pod sufitem. Zamknął oczy i spróbował skupić się na modlitwie. 
         Boże, nie umiem się jeszcze modlić, ale Celeste mówiła, nie własne słowa są najlepszym rozwiązaniem. Wybacz, że tak bardzo zraniłem Juliet, ale zraniłbym ją jeszcze bardziej, gdybym z nią był, nie kochając jej. Ja… Nie wiem, czy to uczucie jest prawdziwe i trwałe, ale jeśli tak, jeśli tak właśnie chcesz, jeśli mogę o to prosić, to proszę...
          - Mój Boże, święty Józefie, toż to jakiś satanista. – Usłyszał szept jednej z kobiet, ale nie otworzył oczu.
            - Ma diabła na szyi – szepnęła druga.
           - Przecież to obraza dla Boga, że taki człowiek wchodzi do jego świątyni. Patrzcie tylko, jaką ma szyję i dłonie. I co on ma w nosie? Pan Bóg go stworzył, tak jak chciał, a ten bezbożnik zeszpecił swoje ciało, znieważając Pana Boga.
          - Po co w ogóle przychodzi do kościoła? Może to jakiś zamachowiec? Święta Panienko, miej nas w opiece. – Druga z kobiet wykonała znak krzyża, gorliwie wpatrując się w obraz Maryi zawieszony na prawej ścianie, i mocniej zacisnęła pomarszczoną dłoń na różańcu.
         - Na pewno czci diabła w domu i odprawia czarne msze – odezwała się znów pierwsza. – Powiem mojej małej Kate, żeby trzymała się z daleka od takich typów spod ciemnej gwiazdy. 
           - Ja na pewno też ostrzegę swoje wnuczki – zapewniła gorliwie trzecia.
        W tym momencie skończyły rozmowę, a drzwi ponownie skrzypnęły i do wnętrza zaczęło wchodzić coraz więcej ludzi. Zajmowali kolejne ławki; nikt nie śmiał usiąść obok niego. Jedna kobieta pociągnęła swoje dzieci, gdy te chciały usiąść z przodu, by lepiej widzieć, i zaprowadziła je do ostatniej ławki. Żaden człowiek nie rodzi się z nienawiścią w sercu. 
          Czy to ja jestem zły, bo mam tatuaże, czy to oni, bo mnie oceniają bezpodstawnie? 
          W jego głowie pojawił się obraz pani Blanche. Uśmiechnął się z wdzięcznością. 
          Tęsknię za Sunbeam… Ty wiesz, Boże, za kim tęsknię i czego pragnę. Jeśli tylko jest to zgodne z Twoją wolą, to pozwól mi z nią być. Błagam. 
         Był jedyną osobą, która skupiła się na modlitwie w trakcie mszy. Cała reszta zerkała na niego co chwilę. Słyszał zaskoczone szepty i szelest ubrań, co oznaczało o szturchaniu się nawzajem, kiedy wyraźnie wypowiadał słowa modlitwy. Czuł na sobie spojrzenie każdej osoby w kościele, ale nie zważał na to. Zaciskał zęby lub pięści i stał niewzruszony.
          Po mszy został jeszcze chwilę w ławce. Czekał, aż kobiety, które go obgadywały, wyjdą, a one jeszcze klęczały. Gdy kątem oka zobaczył, że się podnoszą, wstał i podszedł do nich. Górował nad staruszkami, do tego był w czerni, z kolczykiem w nosie, wardze i uchu oraz widocznymi tatuażami, więc nie dziwił go ich przerażony wzrok. Zrobił obojętną minę, starał się nie marszczyć brwi, by nie wyglądać jeszcze groźniej.
         - Czasami dobrzy ludzie są pokryci tatuażami, a najgorsi są co niedzielę w kościele – powiedział spokojnym, nieco zachrypniętym, głosem i ruszył do wyjścia, zostawiając oniemiałe staruszki z ich własnymi myślami.
          Uniósł kącik ust. Pani Blanche miała rację. Te słowa stały się jego idealną bronią.
         Miał jechać do domu i kontynuować pakowanie. Berstein szybko znalazł chętnych na kupno, a mieszkanie w Echo Park stało puściutkie od kilku tygodni, więc potrzebne było tylko parę podpisów, by stało się jego. Niestety miał wolne jedynie weekendy, bo w tygodniu cała ekipa dopinała na ostatni guzik sprawy nowego albumu i trasy. W zasadzie wszystko było załatwione. Zostało tylko kilka drobiazgów.
          W połowie drogi rozmyślił się i skręcił w stronę domu Christiana. W domu wciąż powracała do niego zapłakana twarz Juliet, wciąż czuł tam jej zapach i nie mógł tego znieść. Poza tym przerażała go ta pustka dookoła.
            Otworzyła mu Tiffany. Nie pomyślał, że mogła tu być.
            - Andy!
           Przytuliła go i cmoknęła w policzek, po czym zaprosiła do środka. Pokierowała go do sypialni, a sama poszła do kuchni, uprzednio pytając, czego się napije. Poprosił o mocną herbatę. CC siedział na łóżku i przeglądał coś na laptopie. Powitał przyjaciela uśmiechem i gestem kazał usiąść obok siebie.
          - Nie chce mi się siedzieć samemu w domu – wyjaśnił Andy.
          - Nie przeniosłeś się jeszcze?
        - Ekipa przeprowadzkowa będzie dopiero jutro. Muszę jeszcze spakować kilka rzeczy, ale to raczej zajmie chwilę. Mógłbym przewieźć sam te drobniejsze rzeczy, ale skoro już płacę…
         CC roześmiał się i pokiwał głową ze zrozumieniem. Przyjrzał się chłopakowi. Czarne włosy były teraz znacznie dłuższe i rozsypywały się poduszce, kiedy Andy wygodnie wyciągnął się na łóżku. Było w nim coś smutnego i spokojnego. O tak, był spokojny. Czy było to przerażające? Nie, było po prostu inne, ale, o dziwo, ten spokój do niego pasował. Wyglądał, jakby zrzucił wielki ciężar i w istocie tak było, bo Juliet była ciężarem. To Ashley wszystkich poinformował. A raczej, jak sam powiedział: „Przekazał dobre nowiny”. CC nie był zadowolony z zachowania mężczyzny. Wyjawienie Juliet imienia Celeste nie było potrzebne. Nie musiał jej upokarzać jeszcze bardziej. Tym bardziej, że przecież była to nieprawda, bo między Andym a Celeste nic nie zaszło, choć wszyscy bardzo tego chcieli.
           - Tęsknisz za nią? – zapytał, nie będąc pewnym, o którą dziewczynę pyta.
           - Kocham ją. Kocham Celeste, CC.
          Jego oczy mówiły wszystko. CC pokiwał głową i sięgnął po laptopa, którego wcześniej odłożył. W tym czasie Tiffany przyniosła herbaty. Usadowiła się obok swojego chłopaka z zainteresowaniem patrzyła, co robi. Milczała i o nic nie pytała. Uśmiechnęła się tylko i spojrzała na Andy’ego, który leżał spokojnie z zamkniętymi oczami. Cmoknęła Christiana w policzek, dając mu tym samym do zrozumienia, że dobrze postępuje. W pokoju zapanowała na chwilę cisza. I nagle w tej ciszy dało się słyszeć ostateczne kliknięcie myszki.

Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług.
              Andy otworzył oczy.
No i stało się. To ostatni rozdział Last Rites. Naprawdę nie wierzę, że dotrwałam do końca. To moje najlepsze opowiadanie. Jestem z siebie dumna. #skromność
Mam nadzieję, że Wam też się podobało i jeszcze kiedyś do niego wrócicie.
Miłego weekendu!
Love you,
Erato

1 | dodaj komentarz

  1. Zdecydowanie to jedno w niewielu naprawdę dobrych opowiadań! Czytało się bardzo przyjemnie, przyznaję, że momentami targnęły mną emocje :P
    Oczywiście gratuluje pomysłu i wykonania! <3
    Zdecydowanie zaskoczyło mnie zakończenie...
    Nie lubię otwartych zakończeń xD
    I przede wszystkim szkoda, że to już koniec :(

    OdpowiedzUsuń