Jinxx podskoczył na walizce,
próbując upchnąć w niej wszystkie rzeczy. Kiedy pakował się w Los Angeles, wszystko
wyjmował poskładane z szafy i tylko przekładał do walizki. Teraz nie chciał
nawet myśleć o wyjeździe i pakowaniu, a że musiał to zrobić – zrobił byle jak,
by mieć to z głowy i zająć myśli czymś przyjemnym.
Po raz kolejny rozległ się dźwięk wydmuchiwanego nosa.
- Ashley, błagam.
- Jest mi tak smutno – chlipnął mężczyzna. – To był
najlepszy urlop w moim życiu, a teraz czas wracać do szarej rzeczywistości.
Jake opadł zrezygnowany na łóżko. Z jednej strony chciał już
zobaczyć się z Inną, ale z drugiej dobrze było poczuć się przez jakiś czas
zwykłym człowiekiem, który nie musi myśleć o tym wszystkim, o czym myślał,
mieszkając w Los Angeles. Nie goniły go żadne terminy, nikt nie stał nad nim i
nie oceniał go. Dni mijały, ale oni byli jakby poza czasem i przestrzenią.
Sunbeam ich wyciszyło, sprawiło, że znów się zjednoczyli, że wszystko wróciło
na swoje miejsce.
Spojrzał smutnym wzrokiem na walizkę. Pozostało zasunąć ją i
włożyć do bagażnika. To była ich ostatnia noc. Obiecał sobie, że wróci tu, ale
wiedział też, że to już nie będzie to samo. Nic go już nie zaskoczy. Zapewne
przyjedzie bez chłopaków, z Inną i dziwnie będzie się czuł, prosząc Celeste, by
gdziekolwiek z nimi poszła. Poza tym wiele może się zmienić do następnego
przyjazdu. Być może dziewczyna wyjedzie na studia, wyprowadzi się na drugi
koniec kraju, a może po prostu bez Christiana nie będzie się chciała nigdzie
ruszać. Nie, nie była taka. Była dobra i życzliwa. Nie odmówiłaby mu pomocy.
Tak samo Angela. Będzie za nimi tęsknił.
Tymczasem w pokoju po drugiej stronie korytarza CC pakował
swoje rzeczy i od czasu do czasu spoglądał na milczącego Andy’ego pochylonego
nad kawałkiem papieru.
- Nie gryź tego ołówka – zwrócił mu uwagę.
- Shh… Ja myślę.
- Nowa piosenka?
- Tak, ale nic z tego nie będzie – westchnął i odłożył
kartkę. – Jak jestem smutny, to piszę depresyjne piosenki.
- To chyba za każdym razem, kiedy siadasz do pisania, jesteś
smutny, bo nasze teksty nie są jakieś wesołe – zażartował.
- Nasze piosenki mówią „Wstań i walcz” – odparł z dumą, na
co CC pokiwał głową.
Andy spojrzał na swoją niemal pustą walizkę. Przejechał
dłońmi po twarzy i jęknął. Było już po południu. Jutro wraz ze wschodem słońca
mieli opuścić Sunbeam. Nie wiedział, co zrobić. Czasami żadne rozwiązania nie
prowadzą ku lepszemu. Czasem nie pozostaje nic innego, niż po prostu się
pożegnać. Tylko jak miał to zrobić, kiedy jego serce z każdym uderzeniem
wymawiało jej imię?
Zerwał się z łóżka, chwycił zapisaną kartkę i bez słowa
opuścił pokój. CC nawet nie pytał. Wiedział.
Przebiegł na drugą stronę budynku, prosto do jej pokoju.
Siedziała akurat we wnęce i pogrążona w myślach wpatrywała się w widok za
oknem. Zapukał dla formalności, a gdy zwróciła się w jego stronę, wszedł.
Usiadł obok niej na materacu. Podciągnęła kolana i oparła na nich brodę.
Przyglądała mu się swoimi błękitnymi oczami, czekając, aż to on pierwszy się
odezwie.
- Chciałem jeszcze raz porozmawiać o twojej piosence – powiedział.
- Jeśli przyszedłeś powiedzieć, że jest świetna, a ja nie
powinnam ukrywać się przed światem ze swoim talentem, to nic z tego. Kilka osób
już próbowało. Ja tego nie chcę. Chcę pomagać dzieciom.
W jej głosie nie było smutku
albo pogardy dla samego pomysłu zostania gwiazdą. Była tylko determinacja.
Miała cel i chciała do niego dążyć. Nagle zeskoczyła na podłogę, po czym
podeszła do komody. Wysunęła drugą szufladę, chwilę przekładała różne kartki,
aż w końcu wyciągnęła jedną i wróciła na poprzednie miejsce.
- Trzymaj. – Podsunęła mu
papier. – Jeśli tak ci się spodobała, to ją weź, przerób i śpiewaj.
- Nie mogę… - zaczął, lecz
przerwała mu.
- Chcę, żebyś ją wziął.
Potraktuj to jako prezent i pamiątkę po mnie.
Ostrożnie sięgnął po piosenkę.
Przejrzał tekst jeszcze raz. Wcześniej mówiła, że zapisała słowa na pomiętej
kartce, którą miała pod ręką, ale najwyraźniej potem wszystko przepisała.
Papier miał żółtawą barwę i ozdobne szlaczki, które tworzyły ładną ramkę.
Położył go obok siebie.
- W zasadzie to zacząłem pisać
– wyznał i podał jej kartkę, którą przyniósł ze sobą. – Te słowa wydają mi się
takie… depresyjne.
Celeste przesuwała wzrokiem po
jego zapiskach.
- To o tobie? – zapytała,
skończywszy.
- Trochę na pewno. Bo wiem, że
kiedy wrócę do Los Angeles, to będzie tam Juliet, której zamierzam się
oświadczyć i… - Przełknął. – Zastanawiam się, czy to nie błąd.
- Więc wolisz się zabić? –
Uniosła brew.
- To wszystko metafory. –
Wybuchł śmiechem. - Nie traktuj tego dosłownie. Chodziło mi raczej o strzał w
kolano.
- Myślę, że ty po prostu
panicznie boisz się wrócić w ten wir, boisz się znowu być na celowniku, boisz
się świateł, fleszy, pisków fanów. I to nic. Gdybym ci teraz wbiła paznokcie w
nadgarstek, prawdopodobnie syknąłbyś z bólu, a to oznacza, że jesteś taką samą
żyjącą osobą, jak wszyscy wokół ciebie. Odczuwasz, masz uczucia, ale wydaje ci
się, że czasem ludzie o tym zapominają. Zaznałeś spokoju i obawiasz się, że go
stracisz. Zapewniam cię, że tak nie będzie. Tylko módl się o ten spokój.
- Naprawdę jesteś aniołem, co?
– Uśmiechnął się, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jego ciele.
W odpowiedzi uśmiechnęła się
tylko tajemniczo. O tak, była jego dobrym aniołem, nawet jeśli się do tego nie
przyznawała. Otuliła go miękkim skrzydłami i uzdrowiła. Nie zważając na nic,
położył głowę na jej kolanach. Zatopiła smukłe palce w jego kruczoczarnych
włosach.
- Miałem sen. Śniło mi się
zniszczone miasto. Byłaś w tym śnie. Byłaś aniołem i moją jedyną szansą na
wyjście z mroku. – Milczała. Nie widział jej twarzy, więc nie mógł niczego
stwierdzić. – Nie możemy oddychać, kiedy nie jesteśmy razem. To, co mamy, jest
wystarczająco doskonałe.
- Musisz to spisać.
- Napiszemy razem piosenkę? –
Uśmiechnął się szeroko.
- Wątpię, ale możemy rzucić
kilka artystycznie brzmiących sentencji.
Podeszła do biurka. Wzięła
notes i długopis. Wręczyła je chłopakowi i czekała, aż spisze to, co przed
chwilą powiedział.
- Oddałbym życie, żeby wszystko
ułożyć. Muszę wziąć się w garść. Chcę jednego serca. – Słowa wylewały się z
niego z niezwykłą łatwością.
- Pisz – ponagliła. – Przełknij
swoje marzenia i miłość, która trzyma cię w zawieszeniu.
Czarny atrament w kilka sekund
pojawiał się na papierze.
- Złamię twoją aureolę. Kiedy
spróbujesz wznieść się ponad mnie, pokażę ci moje piekło.
Zanotował.
- Jestem jedyną nadzieją, jaką
masz, by zobaczyć światło.
Usiadła obok niego i spojrzała
na zdania, które spisał. W tamtej chwili nie miały większego sensu. Był to
tylko zbiór słów, bez początku i końca. Nie miała więcej pomysłów. Andy najwyraźniej
też nie, bo westchnął i zatkał z powrotem długopis. Wiedziała, że kiedy znów
poczuje wenę, dokończy piosenkę. Ustawi wszystko w odpowiedniej kolejności.
Zaznaczy refren i dopisze kilka zwrotek, które będą pasować. A potem usłyszy w
głowie melodię. Położy długie palce na klawiszach pianina, które zapewne miał w
domu, i zacznie grać. Tak po prostu.
- Dziękuję – przerwał ciszę,
która zapanowała między nimi kolejny raz, odkąd wszedł do pokoju. – Za
piosenki. Za wszystko.
____________________
Pierwszy promień słońca
wychylił się zza horyzontu w momencie, w którym Christian zatrzasnął klapę
bagażnika. Na dworze panował chłód. Trawa pokryta była cieniutką warstwą
szronu. Powietrze było rześkie, wyczuwało się zapach lasu. Nie poruszał się ani
jeden listek na drzewie. Panowała absolutna cisza.
Angela wstawiła do środka dwie
torby po brzegi napakowane jedzeniem, a do tego trzy ogromne termosy z kawą.
Zaśmiała się, wymuszając na Christianie obietnicę, że zwróci je w niedługim
czasie. Zaproponował, że wyśle je pocztą, ale wtedy pacnęła go w ramię i
powiedziała, że robi się coraz starsza, a kiedy w końcu umrze, będzie żałował,
że tak rzadko ją odwiedzał. Jego uśmiech zbladł na moment, lecz kobieta szybko
oznajmiła, że nie wybiera się „na tamten świat” w najbliższym czasie, więc może
być spokojny.
Rozmawiali jeszcze kilka minut,
aż dołączyła do nich reszta. Ashley dygotał z zimna i podskakiwał, by się
rozgrzać. Marzył już tylko o tym, by znaleźć się w samochodzie, gdzie będzie
ogrzewanie i koce.
Nadszedł moment pożegnania.
Angela uściskała każdego i obdarzyła całusem w czoło, co wyglądało komicznie,
ponieważ wszyscy byli od niej wyżsi i musieli się mocno schylać, by mogła ich
dosięgnąć. Przestrzegała przed śliską drogą, prosiła, by uważali na piratów
drogowych oraz żeby zadzwonili, gdy tylko dojadą na miejsce. CC pokornie
potakiwał głową. Kiedy skończyła, odwrócił się w stronę werandy, na której
stała Celeste. W białej sukience do kolan. Boso. Rozłożył ramiona, w które
wpadła w jednej sekundzie. Przytulił ją mocno i pocałował w policzek, jak brat,
który kocha swoją małą siostrzyczkę. Pozwolił, by pożegnała się ze wszystkimi.
Andy był ostatni. Uniósł ją do
góry, nie mogąc znieść myśli, że stoi boso na zimnej ziemi. Ich włosy zmieszały
się ze sobą. Czarne i białe. Skórzana kurtka nabita na ramionach ćwiekami
zetknęła się z delikatnym białym materiałem. Czerń i biel.
- Jesteśmy jak yin i yang –
wyszeptał do jej ucha z lekkim uśmiechem, nie wypuszczając jej z objęć. – Nie
zapomnę o tobie, księżycowa dziewczyno.
Miała się tylko pożegnać i
uciekać, ale pierwszy raz pomyślała, że szkoda by było zaprzepaścić coś tak
dobrego tylko dlatego, że przestraszyła się wyrzutów sumienia. Strach nie
powinien wyznaczać żadnych granic i to nie on powinien prowokować działania.
Była zbyt dumna, by być „tą drugą” i zbyt przerażona wizją etykietki, którą by
jej przypięto. „To ona zniszczyła ich związek.”
Ja
też o tobie nie zapomnę,
chciała powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle.
Postawił ją na ziemi. Po raz
ostatni spojrzał w te piękne oczy. Dużo wysiłku kosztowało go powstrzymanie się
od dotknięcia jej warg swoimi. Cofał się, aż dotknął plecami samochodu.
Odetchnął głęboko i wsiadł. Nie chciał już patrzeć. Nie chciał czuć. Nie chciał
się rozpaść na drobne kawałki.
____________________
Inna opatulona w koc z
miękkiego polaru siedziała przy kuchennym stole i próbowała nie zasnąć. Kilka
godzin temu zadzwonił Jake i powiadomił, że są już w drodze powrotnej.
Koniecznie chciała go zobaczyć jak najszybciej, więc spakowała kilka swoich
drobiazgów, chwyciła zapasowe klucze do jego domu, zabrała psy, które pod
nieobecność właściciela przebywały u niej, i pojechała. Wypiła już dwie kawy od
przyjazdu, ale nie mogła sobie poradzić z opadającymi powiekami. W porównaniu
do Trixie i Ernie, bo te spały w najlepsze. Mogła położyć się i przespać choć
chwilę, ale za nic nie chciała przegapić powrotu Jake’a. Telewizja ją usypiała,
więc próbowała czytać książkę, ale i to nie pomagało. W końcu wyciągnęła z
torebki prawie w całości rozwiązaną krzyżówkę. Intensywne myślenie zmuszało do
pozostania przytomną. To zajęcie tak ją pochłonęło, że niemal przegapiła
wyczekiwany moment. Usłyszawszy warkot silnika, zrzuciła z ramion koc i
wybiegła na zewnątrz. Psy zerwały się w tym samym momencie.
Jake wyciągnął już walizkę.
Stał z głową w samochodzie i rozmawiał jeszcze z chłopakami. Andy i Ashley
pomachali do niej z szerokimi uśmiechami. Ona również się uśmiechnęła i kiwnęła
do nich. Jake odwrócił się, słysząc hałasy. Bez namysłu podbiegła do niego i wskoczyła
mu w ramiona, oplatając nogami jego talię. Trixy i Ernie skakały wokół niego i
szczekały jak wściekłe.
- Obudzicie sąsiadów!
Uświadomiła sobie, że piszczy
albo raczej wydaje dźwięki, które nie sposób określić słowami. Była szczęśliwa,
nic więcej. Mężczyzna objął ją mocno i czule gładził po włosach, jak gdyby była
małą dziewczynką, ale podobało jej się to.
- To my jedziemy dalej.
Dobranoc! – krzyknął wesoło CC i wcisnął gaz, nim Ashley zdążył zamknąć drzwi.
Inna pomachała im niedbale na
pożegnanie, całkowicie zajęta swoim chłopakiem. Ani myślała go puszczać, więc
zmuszony był podtrzymywać ją jedną ręką, drugą ciągnąć walizkę, a przy tym
uważać na psy, które nie odstępowały swojego pana na krok.
- Kochanie, naprawdę się
cieszę, że cię widzę, ale chciałbym się najpierw umyć – powiedział spokojnie,
na co westchnęła, ale puściła go i zeskoczyła na ziemię. – Zaraz wracam.
Cmoknął ją w czoło, pogłaskał
stęsknione zwierzaki i jak najszybciej udał się do łazienki. Inna odstawiła
walizkę na bok, wiedząc, że nikt dziś nie będzie się nią zajmował, i zamknęła
drzwi na klucz. Ciepło przekazane jej przez Jake’a gdzieś się ulotniło i
dopiero teraz poczuła, że jest jej zimno. Nic dziwnego, skoro wyszła na
zewnątrz w cienkiej piżamce złożonej z krótkich spodenek i koszulki z
ramiączkami. Przebiegła na palcach do sypialni i okryła się kołdrą, co niewiele
jej dało, bo ta była zimna.
Przywołała do siebie psy, które
stały pod drzwiami łazienki i wesoło merdały ogonami, od czasu do czasu
szczekając lub skomląc tęsknie. Przybiegły do sypialni, rozejrzały się, a
stwierdziwszy, że ich ukochany pan nie teleportował się tu, wróciły pod łazienkę.
W końcu Jake wyszedł. Wziął oba psy na ręce i poszedł do sypialni.
Przez dobrą godzinę wszyscy
wygłupiali się na łóżku, aż psy uznały, że wystarczająco nacieszyły się
powrotem pana i zostawiły go w spokoju.
Inna położyła głowę na torsie
Jake’a i wsłuchiwała się w znajome bicie serca.
- Mam nadzieję, że dobrze się
bawiłeś i wypocząłeś.
- Tak, ale nie jesteś zła,
prawda?
- Oczywiście, że nie. Dlaczego
miałabym być? Spełniasz tyle moich zachcianek, że masz pełne prawo zrobić coś
czasem tylko dla siebie – zaśmiała się cicho. – Ale pojedziemy tam kiedyś, tak?
- Kiedy tylko zechcesz,
kochanie.
Dawno mnie nie było, ale nikt nie dopytywał, więc uznałam, że nikt nie tęskni. BVB przestało mnie inspirować, ale o tym jeszcze napiszę na swojej podstronie. Wciąż nie mam napisanego 17 rozdziału, więc nie wiem, kiedy znów wrócę.
Love you,
Erato
Chcę zobaczyć płaczącego Asha xD
OdpowiedzUsuń