- CC, jesteś pewien?
-
Znam ten las jak własną kieszeń, zaraz wyjdziemy.
-
Ale, CC, mijamy to drzewo już drugi raz.
-
Nie znasz się na drzewach!
-
Ale to ma inicjały C i R! Myślisz, że każde drzewo jest podpisane?!
Christian
zatrzymał się gwałtownie. Choć wierzył w to, że zna las w Sunbeam, musiał
przyznać, że nocą wyglądał on zupełnie inaczej, a ciemność, chłód i wycie
wilków w oddali nie pomagało mu się skupić. Prawdopodobnie nawet w wielkim
skupieniu nie wykombinowałby drogi powrotnej do pensjonatu. Andy miał rację.
Byli już w tym miejscu, co oznaczało, że chodzili w kółko. To jednak było
podejrzane, bo nie czuł, by zataczał krąg. Może drzewa w konkretnej odległości od
siebie były oznaczone takimi inicjałami? Z drugiej strony – kto wpadłby na taki
głupi pomysł? Przestał myśleć o drzewach, ponieważ nie było to istotne.
Pierwszą i najważniejszą sprawą było znalezienie wyjścia z lasu. Niby szli
przed siebie, lecz nadal nie zbliżyli się ani do pensjonatu, ani do miasteczka.
Komórki nadal pokazywały brak zasięgu, a latarki pożerały baterię w
zastraszająco szybkim tempie. Był zły na siebie, że nie potrafi wyprowadzić ich
z pozornie małego lasu. Przecież nie chodzili po nim aż tak długo, prawda?
Zaledwie kilka godzin i nawet nie zauważyli, kiedy zaszło słońce. Próbował
myśleć optymistycznie, ale jedyny plus, jaki przychodził mu na myśl, to rozmowa
z Andym, którą na całe szczęście miał już za sobą. Zdawało się, że chłopak
zrozumiał dosłownie wszystko, każdy swój najmniejszy błąd i decyzję, która
mogła się nie podobać reszcie. Mimo to, nie wspominał nic o telefonie do Juliet
albo zerwaniu z nią. Może postanowił, że od teraz nie da jej sobą rządzić? To
by było bardzo w jego stylu. Nigdy nie lubił zrywać, bo uważał, że to zbyt
krzywdzące dla obu stron, a z Juliet był już tak długo, że bycie z nią stało
się dla niego rutyną, od której ciężko się odzwyczaić.
Przetarł
twarz dłońmi i odrzucił myśli o życiu prywatnym przyjaciela. Co go to obchodzi?
Ma miesiąc na podjęcie decyzji, jeśli po tym czasie nadal będzie chciał być z
Juliet – jego sprawa. Przynajmniej wszyscy będą mieli świadomość, że spróbowali
mu pomóc, a to, że Andy Biersack jest niereformowalny, to już inna historia.
Andy
stał obok, z rękami w kieszeniach, próbując choć trochę je rozgrzać. Rozglądał
się z markotną miną, lecz nic nie widział. Latarka w telefonie była niemal
bezużyteczna. Pomagała jedynie w omijaniu większych gałęzi i kamieni. Teraz
myślał tylko o głodzie, który narastał, i cieple, które czekało w pensjonacie.
Co to za głupi pomysł, żeby iść na spacer do lasu? Trzeba było zostać. Niestety
teraz było za późno na żale. Najwyżej czeka ich noc w lesie. Przy odrobinie
szczęścia nie zaatakują ich wilki ani wściekłe wiewiórki.
Ciemność
potrafiła być inspirująca. Niesamowicie działa na wyobraźnię i prowokowała
wenę. Żałował, że nie ma przy sobie żadnego papieru i czegoś do pisania. Co
prawda miał telefon, ale piosenki wolał spisywać na papierze w obawie przed
złośliwą technologią, która potrafiła płatać figle. „A teraz się zablokuję i
nie zapiszę twojej ostatniej notatki, frajerze.” Tak właśnie lubiły mówić
telefony. Był to też jeden z powodów, dla których nie przywiązywał zbyt
wielkiej uwagi do tego, jaki model kupuje. Telefon miał być do dzwonienia i
wysyłania wiadomości, a przy okazji do robienia zdjęć na szybko, a do tego
nadawał się każdy.
Wyciągnął
ręce z kieszeni i potarł ramiona. Wolał iść, niż stać w miejscu, bo szybki
marsz przynajmniej go trochę rozgrzewał. Spojrzał na przyjaciela i uśmiechnął
się lekko, by pokazać, że póki co, nie ma tragedii, lecz CC nie odwzajemnił
gestu. Zaczął się więc zastanawiać, jak zmusić go chociaż do najlżejszego
uśmiechu, który pomoże rozładować trochę atmosferę grozy.
-
Zginiemy – powiedział. Powiedział to jednak w tak prosty sposób, jakby to było
oczywiste, że teraz CC musiał się roześmiać.
Umilkł
jednak, usłyszawszy coś. Nie był to z pewnością wiatr, szelest liści lub
odgłosy jakiegoś zwierzęcia. To był ludzki głos. Ktoś wołał. Andy chciał coś
powiedzieć, lecz CC podniósł rękę, nakazując mu tym samym milczenie. Rozglądał
się dookoła, próbując dojrzeć cokolwiek. Uniósł telefon z zapaloną latarką i
obracał się z nim, mając nadzieję, że błysk światła przyciągnie osobę, która
właśnie chodzi po lesie.
Nagle
między drzewami błysnęło białe światło i pojawił się zarys postaci. Znów
przypominała anioła. Było w niej coś magicznego. Białe ubrania, jasne włosy i
wielkie, niebieskie oczy, w których mieszał się strach i ulga.
-
Bogu dzięki – szepnęła do siebie i podbiegła do mężczyzn. – Co wam strzeliło do
głowy?
-
Spacerowaliśmy – odparł spokojnie CC. Po chwili jednak mocno przytulił Celeste,
jak gdyby zaraz miała znowu zniknąć. – Jak dobrze, że nas znalazłaś.
-
Wszystko z wami w porządku?
-
Umieramy tylko z zimna i głodu. – Na potwierdzenie tych słów Andy potarł
ramiona.
Celeste
pokręciła głową, mając przy tym minę sugerującą, że myśli teraz o nich jak o
niesfornych dzieciach, które nieposłuszne wobec mamy, postanowiły pobawić się w
chowanego.
____________________
-
Pomysł z liną był naprawdę świetny – pochwalił CC, upiwszy spory łyk ciepłej
herbaty. – Ryzykowny, ale do tej akcji wystarczył.
-
Nie wiem, jak to zrobiliście, że będąc w sumie niedaleko domu, nie mogliście do
niego trafić. – Celeste podała Andy’emu koc, który właśnie przyniosła.
-
Mnie bardziej zastanawia, jakim cudem dwa razy minęliśmy to samo drzewo. – Andy
otulił się miękkim kocem i jeszcze bardziej przysunął się do kominka.
-
To z inicjałami? – upewniła się dziewczyna, na co on pokiwał głową. – To nie
było to samo drzewo. Jest pięć takich. Oznaczają pięć pocałunków o północy
każdego piątego dnia miesiąca. Taki romantyczny pomysł pary, która tu
przyjeżdżała trzy lata temu.
-
Super! Też tak kiedyś zrobię. A wam już więcej nie pozwolę wychodzić poza
płotek. – Ashley dźgnął Andy’ego w żebro. – Nigdy więcej. Powtórz.
-
Nigdy więcej nie wyjdziemy poza płotek – powtórzył mozolnie i obrzucił basistę
wrogim spojrzeniem. Ten jednak wcale się nie przejął. – To jakie plany na
jutro?
-
Dzwoniłam do kolegi, który robi jutro ognisko i serdecznie was zaprasza –
odpowiedziała Celeste. – Tak więc takie są plany na wieczór, a w dzień…
-
A w dzień poleżymy, pogramy w karty, napchamy się chipsami, pogadamy… Celia,
masz jakieś planszówki?
-
Czy my wyglądamy jak przedszkole, CC? – Jake popatrzył dziwnie na przyjaciela.
-
Mamy odpoczywać, Jake, odpoczywać. Przy takich grach jest najlepiej.
-
Mi tam pasuje – wtrącił zadowolony Ashley. – Jinxx też się zgadza, prawda,
Jinxx? Jinxx!
Mężczyzna
oderwał się od książki i rozejrzał po zebranych nieobecnym wzrokiem.
-
Tak, tak, jasne. Wszystko super.
-
Przestań czytać i pogadaj z nami. Integruj się z grupą. Chodź tu. Wszyscy
chodźcie. Siadamy w kółeczku i jak na spotkaniu anonimowych alkoholików
będziemy się przedstawiać i mówić coś o sobie. Tak dla odnowienia znajomości.
-
Ash, a skąd ty wiesz, jak wyglądają spotkania anonimowych alkoholików? – Jinxx
uniósł brew.
-
Z filmów, rzecz jasna. Chyba nie sądzicie, że mam jakieś problemy. To nie ja
wychodziłem pijany na scenę i zapominałem tekstu.
-
Zdarzyło się raz czy dwa! – Andy wyrzucił ręce do góry, tym samym zrzucając koc
z ramion. – Poza tym, pragnę ci przypomnieć, że to ty mi tak radzi…
-
Oj, Andy, ty to siedź cicho.
-
Ashley radził ci napić się przed koncertem? – Jake patrzył to na jednego, to na
drugiego.
-
Nieee – Andy przeciągnął samogłoskę. – To ja zaczynam – rzucił szybko. – Cześć,
jestem Andy, mam dwadzieścia trzy lata, zostałem uprowadzony z własnego domu,
na co dzień zajmuję się muzyką, ponieważ kocham ją najbardziej na świecie.
Jake
i Jinxx podchwycili nawzajem swoje spojrzenia i niemym językiem zgodzili się,
że bardziej dziecinnie być nie mogło. Jednocześnie rozumieli całą ideę. Więź
między wszystkimi członkami zaczynała zanikać, a teraz był idealny czas na próbę
ratowania jej. Obaj byli dobrej myśli, bowiem tego wieczoru wymienili ze sobą
więcej zdań niż przez ostatnie kilka tygodni. Wbrew pozorom podczas nagrywania
płyty nie wdawali się w konwersacje związane z życiem prywatnym. Rozmawiali
„służbowo”, głównie na temat piosenek i trasy. Momentami wydawało się, że są
sobie zupełnie obcy. Ot, pięciu chłopaków zebrało się, żeby nagrać wspólną
płytę, bo każdy z nich umie na czymś grać, ale sam nic nie potrafi stworzyć.
-
Cześć, jestem Jinxx i mam nadzieję, że pobyt w Sunbeam naprawi nas wszystkich.
- Wszystkie głowy gwałtownie się uniosły i wszyscy popatrzyli na mężczyznę. –
Od zawsze chciałem grać w zespole i wreszcie moje marzenie się spełniło, kiedy
poznałem czwórkę fantastycznych ludzi. Chciałbym, żeby było jak na początku,
kiedy prawie wszystko robiliśmy razem.
-
Ja też chcę, żeby było, jak na początku. – Andy zaczął kreślić palcem na
podłodze znak Black Veil Brides. – Chcę, żebyśmy znowu myśleli jednym umysłem i
jednym sercem. Dlaczego ten zespół nagle stał się dla nas źródłem pieniędzy,
podczas gdy powinien być zabawą?
Zapadła
cisza. Każdy pogrążył się w swoich myślach, próbując znaleźć odpowiedź na
postawione pytanie. Pewnie gdyby nie sztab ludzi, który zajmował się rozwojem
ich kariery, nadal malowaliby twarze i grali w małych klubach. Widziano w nich
jednak potencjał, a nieprzeciętna uroda Andy’ego przyciągała coraz więcej
zainteresowanych fanów. Zespół stał się materiałem, który można wykorzystać do
wzbogacenia się. Póki nie narzucano im konkretnych zasad i mogli tworzyć taką
muzykę, jaką chcieli, nic im nie przeszkadzało. Jednocześnie dorastali i sami z
siebie się zmieniali. Ich teksty były o wiele dojrzalsze w porównaniu z tymi z
pierwszej płyty. Melodie, solówki - wszystko brzmiało lepiej, profesjonalnie i
drogo. To był kawał dobrej muzyki, która trafiała do każdego. Ciężko na to
pracowali, ale czuli, że płyta odniesie ogromny sukces. Kariera osiągała
szczyt, a ich relacje dno.
-
Po prostu zapomnijmy - odezwał się Jake po długiej przerwie.
-
Łatwiej zapomnieć niż odpowiedzieć na to pytanie - zgodził się Jinxx. - Ale
teraz jesteśmy tu, razem, bez zbędnych osób. To jest nasz czas i musimy go
wykorzystać.
-
No, w końcu jeśli pozostaniemy razem, to będziemy niezłamani, prawda? - zapytał
Ashely wesołym tonem, co ostatecznie oczyściło melancholijną i nieco napiętą
atmosferę.
Wreszcie napisałam 10 rozdział, więc pozwoliłam sobie wstawić 7, który jest dość krótki. Ludzie na Wattpadzie chętnie komentują, więc można im proponować jakieś układy, ale tu nic z tego.
Więc do następnego. Kiedyś tam.
Erato
Rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że ich nie odnajdą i będzie akcja, ale takie rozwiązanie też jest super.
Pozdrawiam i czekam na next <3
No tak, nie pozwolisz zabić ich zbyt wcześnie xd
OdpowiedzUsuń*czekam na dramę*
58 year old Developer II Benetta Pedracci, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Chapayev and Flying disc. Took a trip to Archaeological Site of Cyrene and drives a McLaren F1. to
OdpowiedzUsuń