Informacja!

Tytuł: Last Rites
Autor: Erato
Rozdziały: 19

Zabraniam kopiowania czegokolwiek bez mojej zgody!

piątek, 5 maja 2017

Rozdział 9



     Blondynka odrzuciła kłódkę na trawę i pociągnęła ciężkie drzwi. Zawiasy jęknęły żałośnie. W środku panował mrok. Mimo wpadających promieni słonecznych, nie dało się wiele dojrzeć; zaledwie to, co było najbliżej. Dziewczyna weszła do pomieszczenia i odnalazła włącznik światła po prawej stronie. Garaż był typowym składowiskiem najróżniejszych rzeczy. Jedne były używane od czasu do czasu, inne nadal trzymano ze względu na sentyment, a jeszcze inne należały do grupy „a może jednak się przydadzą”, choć wiadomo było, że to tylko zwykłe śmieci, których należało się pozbyć od razu. W głębi garażu stało pięć podobnych sobie kształtem przedmiotów przykrytych plandekami. Nie chcieli się nastawiać na to, co pierwsze przychodziło im na myśl, żeby nie doznać zawodu. Kiedy jednak Celeste odkryła pierwszą zasłonę, ich oczy zabłyszczały, a na ustach pojawiły się szerokie uśmiechy.
     Pięć czarnych ścigaczy. Wypolerowane, zatankowane do pełna i czekające na nich. Celeste uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wsiadła na jeden z motorów i przytuliła go, jak gdyby był koniem. Miała na sobie obcisłe skórzane spodnie oraz skórzaną kurtkę, do tego czarne buty na delikatnym obcasie. Włosy związała w warkocz. Zaplanowała to, przemknęło każdemu przez myśl. Gdy weszła do ich pokoi i zaproponowała, że coś im pokaże, nie byli zbyt entuzjastycznie nastawieni. Nie zwrócili też uwagi na jej strój, a on mógł im wiele powiedzieć.
     - Skąd je masz? – zapytał szeptem Ashley, nie chcąc zakłócać wzniosłej chwili zachwytu.
     - Dużo by opowiadać – odparła. – To motory chłopaków z niedalekiego miasta, którzy tylko je tu przechowują jesienią i zimą, ale mogę z nich korzystać, jeśli pogoda dopisuje. Dziś jest całkiem przyjemnie, więc pomyślałam, że może chcielibyście pojeździć.
     - A gdzie harley? – CC podszedł bliżej i przejechał dłonią po baku motoru.
     - W drugim garażu. Nie wolisz ścigacza?
   - Wiesz, o czym pomyślałem? – Nachylił się do dziewczyny i uśmiechnął konspiracyjnie, co natychmiast zrozumiała i klasnęła w dłonie.
     - Tak! Zróbmy to!
    Zeskoczyła z motoru i wybiegła z garażu. Stali w ciszy, czekając, aż wróci. Chwilę później usłyszeli ryk silnika.
     CC nakazał im wyprowadzić motory. Zrzucili plandeki i kolejno wyprowadzili maszyny. Przed garażem stał przepiękny harley, na którym siedziała Celeste. Motor lśnił w blasku słońca. Można się było w nim przeglądać. Co jak co, ale motory Celeste kochała nad życie. Dbała o nie, jakby były żywymi stworzeniami. Nawet zimą czyściła i polerowała wszystkie elementy.
     Andy przyglądał się maszynie z zachwytem, gdy nagle rzuciło mu się w oczy coś dziwnego. Za drugim siedzeniem, tuż nad błotnikiem, było coś zamocowane. Był to jakby stelaż wykonany z czarnego metalu. Wyglądem przypominało to bagażnik w rowerze, lecz było znacznie większe i szersze. Do stelażu przytwierdzone były wiązania jak do deski snowboardowej. W pierwszej chwili podświadomie wiedział, do czego to służy, ale szybko odrzucił tę myśl. To było głupie. Nikt nie zdecydowałby się na coś takiego.
     - Co to takiego? – Postanowił jednak spytać, wskazawszy na ową konstrukcję.
     - Zobaczysz – odparła tajemniczo Celeste.
_____________________________
     Dojechali na niemal nieuczęszczaną ulicę. Była to wąska droga wiodąca przez pola. Jej zaletą było to, że asfalt był nowy i równy, a przez kilka dobrych kilometrów nie było żadnych zakrętów. Miejsce idealne do szaleńczej jazdy motorem.
     Blondynka odsunęła się od Christiana i zsiadła. Zdjęła kask, lecz zostawiła kominiarkę. Jake i Jinxx również zsiedli ze swoich motorów i z zachwytem rozglądali się po okolicy. Słońce świeciło wysoko na niebie, a łany zboża na polach błyszczały niczym płynne złoto. Celeste poprosiła ich o podejście. CC oparł obie stopy na ziemi, aby motor stał równo i nieruchomo. Dziewczyna złapała go za ramię i weszła na siedzenie, z którego przeszła na stelaż. Jinxx już zrozumiał, o co jej chodzi i szybko podał jej rękę, którą mocno złapała.
     - Który umie zapinać wiązania? – zapytała.
     - To wariactwo – stwierdził Jake, przełknąwszy głośno. – Ash.
     Ashley podbiegł szybko. Jake polecił mu trzymać Celeste za drugą rękę, a sam zaczął przymocowywać jej nogi do konstrukcji. Kiedy upewnił się, że dziewczyna jest przymocowana jak najmocniej, blondynka podziękowała chłopakom. Ostrożnie pochyliła się do przodu i oparła dłonie na ramionach Christiana.
     W tym momencie już każdy wiedział, co nastąpi, ale nikt nie chciał do końca wierzyć w to, że Celeste jest tak lekkomyślna i odważna zarazem. Ponownie odpalili motory. Z początku jechali wolno. Tylko CC się rozpędzał. Celeste wciąż stała zgięta w pół. Dopiero kiedy licznik wykazywał sześćdziesiąt dwie mile na godzinę, wyprostowała się. Silny podmuch wiatru sprawił, że się zachwiała, ale Jake mocno ją przypiął, więc nie było możliwości, żeby spadła. Rozłożyła szeroko ramiona, ciesząc się uczuciem wolności, jakie ją ogarnęło. Frunęła niczym Iris – posłanka bogini nieba Hery. Długi warkocz powiewał na wietrze, od czasu do czasu smagając ją po plecach, lecz nie zwracała na to uwagi. Śmiała się w głos, choć szum skutecznie ją zagłuszał i nikt nie mógł jej usłyszeć. Dopiero po przekroczeniu stu dwudziestu mil na godzinę, CC zaczął zwalniać. W miarę jak motor się zatrzymywał, Celeste pochylała się do przodu. Musieli chwilę zaczekać, nim wszyscy ich dogonili. Andy jechał najszybciej. Natychmiast po zatrzymaniu, zeskoczył z motoru.
     - Czy ty jesteś normalna? – krzyknął do śmiejącej się dziewczyny. – Czy ty jesteś normalny? – Oskarżycielsko spojrzał na Christiana, który odsłonił szybkę kasku. Wyglądał na szczęśliwego; w jego oczach widać też było swego rodzaju ulgę.
     - Stary, robiliśmy to już wcześniej – odparł ze spokojem mężczyzna.
     - Ale to było…
     - Niebezpieczne, ryzykowne, lekkomyślne… cudowne? – podrzucała mu słowa. – To cudowne uczucie, Andy. Czujesz się wolny jak ptak, jakbyś leciał, jakby świat nie miał granic.
     Chłopak stał przez chwilę, zastanawiając się nad czymś. W tym czasie Jake odpiął klamry wiązań, wyswobadzając dziewczynę. Ashley złapał ją w talii i zestawił na ziemię. Widząc, że zadrżała, chciał ją przyciągnąć do siebie, ale Andy go uprzedził.
     - Zimno ci? – zapytał z troską i zaczął rozpinać kurtkę.
    - Troszeczkę. Żadne ubranie nie ochroni przed tak zimnym wiatrem. Poza tym adrenalina ze mnie schodzi. – Najlepszym sposobem na rozgrzanie jest metoda „ciało do ciała”. Skórzana kurtka była zimna, ale pod spodem ciało chłopaka było przyjemnie ciepłe. On sam czuł, że jest mu gorąco. W głównej mierze było to spowodowane strachem o Celeste. Teraz pocierał jej ramiona, by szybciej ją rozgrzać, i czuł ulgę, że nic się jej nie stało. To dziwne, że wystarczyło mu kilka dni, by zacząć się o nią martwić. A może tak samo martwiłby się o każdą inną osobę, która wpadłaby na równie lekkomyślny pomysł?
     - Ja też tak chcę – oznajmił nagle. Celeste szybko się od niego odsunęła i popatrzyła mu prosto w oczy zaskoczona tym, co powiedział. – Mówię serio.
     - Andy, potrzebujemy cię. Nie możemy pozwolić, żeby coś ci się stało. Już żebra… - Andy zbył Jake’a machnięciem ręki.
     - Oddałem serce w zamian za moment chwały. Na końcu, gdy rozpływasz się w noc, kto opowie historię twojego życia? I kto zapamięta twoje ostatnie pożegnanie? Ponieważ to koniec, nie boję się umrzeć – zacytował bez zająknięcia. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zrobił to samo, co Celeste. Wszedł na siedzenie, po czym na konstrukcję. Jake westchnął zrezygnowany.
    - Wolałbym, żebyś czasem mniej filozofował – powiedział, przypinając przyjaciela. – Postaraj się nie spaść, dobra?
     Celeste podała Andy’emu kominiarkę, którą nerwowo mięła w dłoniach. Teraz wyglądał jak prawdziwy bandyta. Ktoś powinien pomyśleć o takiej roli dla niego. Byłby idealny. Seksowny, uwodzicielski i piekielnie niebezpieczny.
      Pochylił się do przodu i oparł o ramiona Christiana. Teraz to w jego rękach było całe życie Andy’ego. CC poinstruował go, kiedy ma się cofnąć do tyłu i jak to zrobić. Nie mógł odchylić się za mocno, bo mógłby się nie utrzymać. Upadek do tyłu groził złamaniem kręgosłupa i nóg, które, sztywno przymocowane wiązaniami, nie drgnęłyby. Musiał przybrać taką postawę, by w razie niebezpieczeństwa, pochylić się do przodu i oprzeć o kierowcę. Z boku nie wydawało się to trudne, ale kiedy uzmysłowił sobie, że za kilka sekund CC rozpędzi się do stu kilometrów na godzinę, a on będzie musiał go puścić, pojawiła się w jego głowie myśl o wycofaniu się ze wszystkiego. Z drugiej strony ciekawość i chęć doświadczenia czegoś nowego były bardzo silne, więc kiedy CC zapytał, czy jest gotów, odparł twierdząco.
      Harley ruszył z rykiem, którego pod kaskiem nie było tak bardzo słychać. Teraz jednak jego twarz osłaniała tylko cienka kominiarka. To był ułamek sekundy. Spojrzał na licznik i zrozumiał, że to już czas. Odepchnął się delikatnie od Christiana i wyprostował. Pierwsze wrażenie było powiązane ze strachem i euforią jednocześnie. Udało mu się. Nadal stał na motorze, który jechał coraz szybciej. Wiatr wiał mu prosto w oczy, które zaczęły łzawić, czuł przeszywające zimno, jak gdyby miliony szpilek przechodziły przez jego ciało. Poziom adrenaliny w jego organizmie osiągnął apogeum. Rozpostarł ramiona i krzyknął. Spodobało mu się to. Poczuł się wolny, nieograniczony czasem i przestrzenią… Szczęśliwy. Zaczął krzyczeć, wiedząc, że nikt go nie słyszy i może wrzeszczeć do woli.
____________________
     - Umieram z głodu – jęknął Ashley, pchając drzwi knajpy, przed którą się zatrzymali. – O co chodzi? Zamknięte, czy co?
     - Jest napisane „ciągnąć”, czubku. – CC wskazał na tabliczkę zawieszoną na wysokości oczu. Ashley przewrócił oczami i pociągnął za klamkę.
    Andy jako jedyny pomyślał o tym, żeby przepuścić Celeste. Spojrzał na nią. Stała obok i wpatrywała się z utęsknieniem w plakat przyklejony na szybie. Podążył za jej wzrokiem. „Wielki bal u Marii Antoniny” – głosił szumnie afisz. Poza datą, godziną, miejscem i ceną biletów oraz gdzie je kupić, nic więcej nie było podane. Celeste wyczuła, że jej się przygląda i westchnęła.
     - Co roku organizowany jest bal w stylu osiemnastowiecznych bali francuskich. Wszyscy się przebierają i bawią całą noc. Najpierw naprawdę przypomina to bal, ale po północy wszystko zmienia się w zwykłą dyskotekę.
    - Byłaś na tym?
   - Raz, dwa lata temu z moim, teraz już byłym, chłopakiem. To było coś niesamowitego, choć prawie w ogóle nie tańczyliśmy.
     - Chciałabyś pójść?
     - No pewnie, ale bez partnera trochę mi głupio. A nie sądzę, żeby ktokolwiek z moich znajomych się zgodził. Tak więc tego dnia obejrzę sobie Marię Antonię i powzdycham, marząc o założeniu takiej sukni.
     Uśmiechnęła się do niego, po czym weszła do środka. Podążył zaraz za nią. Szybko znaleźli chłopaków, siedzących w boksie po lewej stronie, dokładnie naprzeciwko podwyższenia, które miało służyć za scenę. Stał tam mikrofon i pianino, lecz obecnie nikt nie korzystał z możliwości zaśpiewania przed publiką, która, trzeba zauważyć, nie była zbyt liczna. W lokalu było zaledwie kilka osób, przez to nie było hałasu i tłoku.
      Każdy otworzył swoje menu, a po chwili do ich stolika podeszła kelnerka.
      - Cztery hamburgery – mówił CC. – Jake?
      - Szukam czegoś fajnego. – Jake powoli przerzucał karki.
      - Osobiście polecam hamburgery – odezwała się kelnerka. – Tu są najlepsze.
      - W takim razie pięć hamburgerów i…
      - A ja? – Andy spojrzał na przyjaciół wzrokiem skrzywdzonego dziecka.
      - Myśleliśmy, że będziesz chciał coś wegetariańskiego. Przecież mówiłeś…
     - Nie jem mięsa, żeby zrobić Juliet przyjemność. Sześć hamburgerów, cztery razy mega frytki i dużo coli. – Z szerokim uśmiechem na ustach oddał kartę dań kelnerce.
     Kiedy kelnerka zniknęła za barem, usiedli wygodniej i rozejrzeli się po lokalu. Była to zwykła knajpka o nazwie „Sunny”. Panował tu półmrok, może też dlatego, że słońce już zaszło, wystój był utrzymany w ciepłych barwach z przewagą żółtego i nie było tu zbyt wielu ozdób.
     - To jak się czujesz, Andy? – zagadał CC. Minęło już wystarczająco czasu, by Andy mógł wyrobić sobie opinię o Sunbeam i ludziach, których tu poznał.
     - Cudownie – odparł rozmarzonym głosem, przeciągając samogłoski.
     - Zapomniałeś już o Los Angeles? – zapytał ostrożnie Jinxx. Tak naprawdę nie chodziło mu o Los Angeles, lecz o pewną osobę, która tam była.
     - Chyba tak. Już nawet nie jestem pewny, czy trafię do domu – zażartował chłopak.
     - Chwała bogom – zaśmiał się Ashley. - To znaczy, że nasza misja została wypełniona i uratowaliśmy ci życie.
     Nagle uśmiech zniknął z twarzy Andy’ego.
    - Przed czym mnie uratowaliście? – zapytał ostro. – Przed Juliet, tak? – Silne przywiązanie do niej, odruchowo pchnęło go w stronę gniewu. Nie chciał, aby ktokolwiek ją obrażał, choć sam do końca nie rozumiał, dlaczego. Wydawało mu się to słuszne, że powinien jej bronić. Robił to od początku ich związku. Od początku… Zdał sobie sprawę. Od początku zawsze ktoś miał jej coś do zarzucenia, a on w pewnym momencie przestał dopuszczać do siebie oskarżenia wobec jej osoby. Ludzie ją obrażali, on jej bronił. Po latach stał się obojętny na to wszystko.
     - Andy… - zaczął CC, chcąc przerwać niezręczną, pełną napięcia ciszę, która między nimi zapanowała.
     - Wiem, CC. – Andy skierował na przyjaciela pełen bólu wzrok. – Przepraszam. Przepraszam was wszystkich.
     Widać było, że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy usłyszeli wolne, ponure dźwięki pianina. Spojrzeli na scenę. Przy pianinie siedziała Celeste. Nawet nie zauważyli, kiedy odeszła od stolika. Zagrała kilka nut i zaczęła śpiewać.
      - Kolejny moment niszczy moją ciemną stronę…
    Andy wpatrywał się w nią zachwycony. Jej głos był dość niski, odrobinę zachrypnięty, leniwy… Piękny i wyjątkowy. Piosenka też mu się podobała. Szczególnie kiedy zaczął się refren. Mimo że Celeste śpiewała tylko przy akompaniamencie pianina, jej głos był mocny, a piosenka żywa. W myślach dołożył sobie dźwięki gitary i perkusji. Piosenka potrzebowała drobnych poprawek, a on już je planował. Musiał ją namówić, by ujawniła światu swój talent. Ludzie zasługiwali na to, by usłyszeć jej głos.
    - Cholera, to żeńska wersja Andy’ego! – Ashley popatrzył na przyjaciół z rozdziawionymi ustami, a oni potakiwali, nie spuszczając wzroku z blondynki.
     - Nic mnie nie zatopi, nic mnie nie zagłuszy! – Zakończyła i nagle zewsząd rozległy się gromkie brawa. Uśmiechnęła się tylko i zeszła ze sceny. W między czasie w końcu dostali zamówienie, więc zaczęła skubać frytki, jak gdyby nigdy nic. – Co? – zapytała, widząc, że ciągle się na nią gapią.
     - Ty śpiewasz! I to jak! Co to za piosenka?
     - Ech, jakaś taka moja. – Wzruszyła ramionami. – Nie jest dopracowana i chyba nigdy nie będzie. Raz mnie naszło, więc spisałam, co mi przyszło do głowy, a potem to zostawiłam.
     Nie chciała dłużej ciągnąć tego tematu. Oni byli muzykami z prawdziwego zdarzenia, a ona napisała sobie parę słów na pogiętej kartce papieru, która akurat wpadła jej w ręce. Dobrała do tego melodię, ale wtedy zrozumiała, że to wszystko i tak jest bez sensu, bo nigdy nikt nie pozna tej piosenki. Do tego momentu. Chciała odwrócić uwagę chłopaków, co skutecznie jej się dało, więc nie było sensu ciągnąć tematu tworzenia piosenek. To nie było dla niej.
 To trochę boli, że ja się produkuję, a Wy macie tę historię tak bardzo w dupie, że nawet nie zwracacie uwagi na to, że minęły prawie 2 miesiące od ostatniego rozdziału. Nie sądziłam, że to powiem, ale na całe szczęście jest Wattpad. Przynajmniej tam się ktoś interesuje.
Erato

1 | dodaj komentarz

  1. "Nic mnie nie zatopi, nic mnie nie zagłuszy!" -> Czyżby "Drown me out" Blacka? xd

    OdpowiedzUsuń