Blondynka
odrzuciła kłódkę na trawę i pociągnęła ciężkie drzwi. Zawiasy jęknęły żałośnie.
W środku panował mrok. Mimo wpadających promieni słonecznych, nie dało się
wiele dojrzeć; zaledwie to, co było najbliżej. Dziewczyna weszła do
pomieszczenia i odnalazła włącznik światła po prawej stronie. Garaż był typowym
składowiskiem najróżniejszych rzeczy. Jedne były używane od czasu do czasu,
inne nadal trzymano ze względu na sentyment, a jeszcze inne należały do grupy
„a może jednak się przydadzą”, choć wiadomo było, że to tylko zwykłe śmieci,
których należało się pozbyć od razu. W głębi garażu stało pięć podobnych sobie
kształtem przedmiotów przykrytych plandekami. Nie chcieli się nastawiać na to,
co pierwsze przychodziło im na myśl, żeby nie doznać zawodu. Kiedy jednak
Celeste odkryła pierwszą zasłonę, ich oczy zabłyszczały, a na ustach pojawiły
się szerokie uśmiechy.
Pięć
czarnych ścigaczy. Wypolerowane, zatankowane do pełna i czekające na nich.
Celeste uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wsiadła na jeden z motorów i przytuliła
go, jak gdyby był koniem. Miała na sobie obcisłe skórzane spodnie oraz skórzaną
kurtkę, do tego czarne buty na delikatnym obcasie. Włosy związała w warkocz.
Zaplanowała to, przemknęło każdemu przez myśl. Gdy weszła do ich pokoi i
zaproponowała, że coś im pokaże, nie byli zbyt entuzjastycznie nastawieni. Nie
zwrócili też uwagi na jej strój, a on mógł im wiele powiedzieć.
-
Skąd je masz? – zapytał szeptem Ashley, nie chcąc zakłócać wzniosłej chwili
zachwytu.
-
Dużo by opowiadać – odparła. – To motory chłopaków z niedalekiego miasta,
którzy tylko je tu przechowują jesienią i zimą, ale mogę z nich korzystać,
jeśli pogoda dopisuje. Dziś jest całkiem przyjemnie, więc pomyślałam, że może
chcielibyście pojeździć.
-
A gdzie harley? – CC podszedł bliżej i przejechał dłonią po baku motoru.
-
W drugim garażu. Nie wolisz ścigacza?
-
Wiesz, o czym pomyślałem? – Nachylił się do dziewczyny i uśmiechnął
konspiracyjnie, co natychmiast zrozumiała i klasnęła w dłonie.
-
Tak! Zróbmy to!
Zeskoczyła
z motoru i wybiegła z garażu. Stali w ciszy, czekając, aż wróci. Chwilę później
usłyszeli ryk silnika.
CC
nakazał im wyprowadzić motory. Zrzucili plandeki i kolejno wyprowadzili
maszyny. Przed garażem stał przepiękny harley, na którym siedziała Celeste.
Motor lśnił w blasku słońca. Można się było w nim przeglądać. Co jak co, ale
motory Celeste kochała nad życie. Dbała o nie, jakby były żywymi stworzeniami.
Nawet zimą czyściła i polerowała wszystkie elementy.
Andy
przyglądał się maszynie z zachwytem, gdy nagle rzuciło mu się w oczy coś
dziwnego. Za drugim siedzeniem, tuż nad błotnikiem, było coś zamocowane. Był to
jakby stelaż wykonany z czarnego metalu. Wyglądem przypominało to bagażnik w
rowerze, lecz było znacznie większe i szersze. Do stelażu przytwierdzone były
wiązania jak do deski snowboardowej. W pierwszej chwili podświadomie wiedział,
do czego to służy, ale szybko odrzucił tę myśl. To było głupie. Nikt nie
zdecydowałby się na coś takiego.
-
Co to takiego? – Postanowił jednak spytać, wskazawszy na ową konstrukcję.
-
Zobaczysz – odparła tajemniczo Celeste.
_____________________________
Dojechali
na niemal nieuczęszczaną ulicę. Była to wąska droga wiodąca przez pola. Jej
zaletą było to, że asfalt był nowy i równy, a przez kilka dobrych kilometrów
nie było żadnych zakrętów. Miejsce idealne do szaleńczej jazdy motorem.
Blondynka
odsunęła się od Christiana i zsiadła. Zdjęła kask, lecz zostawiła kominiarkę.
Jake i Jinxx również zsiedli ze swoich motorów i z zachwytem rozglądali się po
okolicy. Słońce świeciło wysoko na niebie, a łany zboża na polach błyszczały
niczym płynne złoto. Celeste poprosiła ich o podejście. CC oparł obie stopy na
ziemi, aby motor stał równo i nieruchomo. Dziewczyna złapała go za ramię i
weszła na siedzenie, z którego przeszła na stelaż. Jinxx już zrozumiał, o co jej
chodzi i szybko podał jej rękę, którą mocno złapała.
-
Który umie zapinać wiązania? – zapytała.
-
To wariactwo – stwierdził Jake, przełknąwszy głośno. – Ash.
Ashley
podbiegł szybko. Jake polecił mu trzymać Celeste za drugą rękę, a sam zaczął
przymocowywać jej nogi do konstrukcji. Kiedy upewnił się, że dziewczyna jest
przymocowana jak najmocniej, blondynka podziękowała chłopakom. Ostrożnie
pochyliła się do przodu i oparła dłonie na ramionach Christiana.
W
tym momencie już każdy wiedział, co nastąpi, ale nikt nie chciał do końca
wierzyć w to, że Celeste jest tak lekkomyślna i odważna zarazem. Ponownie
odpalili motory. Z początku jechali wolno. Tylko CC się rozpędzał. Celeste
wciąż stała zgięta w pół. Dopiero kiedy licznik wykazywał sześćdziesiąt dwie
mile na godzinę, wyprostowała się. Silny podmuch wiatru sprawił, że się
zachwiała, ale Jake mocno ją przypiął, więc nie było możliwości, żeby spadła.
Rozłożyła szeroko ramiona, ciesząc się uczuciem wolności, jakie ją ogarnęło.
Frunęła niczym Iris – posłanka bogini nieba Hery. Długi warkocz powiewał na
wietrze, od czasu do czasu smagając ją po plecach, lecz nie zwracała na to
uwagi. Śmiała się w głos, choć szum skutecznie ją zagłuszał i nikt nie mógł jej
usłyszeć. Dopiero po przekroczeniu stu dwudziestu mil na godzinę, CC zaczął
zwalniać. W miarę jak motor się zatrzymywał, Celeste pochylała się do przodu.
Musieli chwilę zaczekać, nim wszyscy ich dogonili. Andy jechał najszybciej.
Natychmiast po zatrzymaniu, zeskoczył z motoru.
-
Czy ty jesteś normalna? – krzyknął do śmiejącej się dziewczyny. – Czy ty jesteś
normalny? – Oskarżycielsko spojrzał na Christiana, który odsłonił szybkę kasku. Wyglądał na szczęśliwego; w jego oczach widać też było swego rodzaju ulgę.
-
Stary, robiliśmy to już wcześniej – odparł ze spokojem mężczyzna.
-
Ale to było…
-
Niebezpieczne, ryzykowne, lekkomyślne… cudowne? – podrzucała mu słowa. – To
cudowne uczucie, Andy. Czujesz się wolny jak ptak, jakbyś leciał, jakby świat
nie miał granic.
Chłopak
stał przez chwilę, zastanawiając się nad czymś. W tym czasie Jake odpiął klamry
wiązań, wyswobadzając dziewczynę. Ashley złapał ją w talii i zestawił na
ziemię. Widząc, że zadrżała, chciał ją przyciągnąć do siebie, ale Andy go
uprzedził.
-
Zimno ci? – zapytał z troską i zaczął rozpinać kurtkę.
-
Troszeczkę. Żadne ubranie nie ochroni przed tak zimnym wiatrem. Poza tym
adrenalina ze mnie schodzi. – Najlepszym sposobem na rozgrzanie jest metoda
„ciało do ciała”. Skórzana kurtka była zimna, ale pod spodem ciało chłopaka
było przyjemnie ciepłe. On sam czuł, że jest mu gorąco. W głównej mierze było
to spowodowane strachem o Celeste. Teraz pocierał jej ramiona, by szybciej ją
rozgrzać, i czuł ulgę, że nic się jej nie stało. To dziwne, że wystarczyło mu
kilka dni, by zacząć się o nią martwić. A może tak samo martwiłby się o każdą
inną osobę, która wpadłaby na równie lekkomyślny pomysł?
-
Ja też tak chcę – oznajmił nagle. Celeste szybko się od niego odsunęła i
popatrzyła mu prosto w oczy zaskoczona tym, co powiedział. – Mówię serio.
-
Andy, potrzebujemy cię. Nie możemy pozwolić, żeby coś ci się stało. Już żebra…
- Andy zbył Jake’a machnięciem ręki.
-
Oddałem serce w zamian za moment chwały. Na końcu, gdy rozpływasz się w noc,
kto opowie historię twojego życia? I kto zapamięta twoje ostatnie pożegnanie?
Ponieważ to koniec, nie boję się umrzeć – zacytował bez zająknięcia. Nie
czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zrobił to samo, co Celeste. Wszedł na
siedzenie, po czym na konstrukcję. Jake westchnął zrezygnowany.
-
Wolałbym, żebyś czasem mniej filozofował – powiedział, przypinając przyjaciela.
– Postaraj się nie spaść, dobra?
Celeste
podała Andy’emu kominiarkę, którą nerwowo mięła w dłoniach. Teraz wyglądał jak
prawdziwy bandyta. Ktoś powinien pomyśleć o takiej roli dla niego. Byłby
idealny. Seksowny, uwodzicielski i piekielnie niebezpieczny.
Pochylił
się do przodu i oparł o ramiona Christiana. Teraz to w jego rękach było całe
życie Andy’ego. CC poinstruował go, kiedy ma się cofnąć do tyłu i jak to
zrobić. Nie mógł odchylić się za mocno, bo mógłby się nie utrzymać. Upadek do
tyłu groził złamaniem kręgosłupa i nóg, które, sztywno przymocowane wiązaniami,
nie drgnęłyby. Musiał przybrać taką postawę, by w razie niebezpieczeństwa,
pochylić się do przodu i oprzeć o kierowcę. Z boku nie wydawało się to trudne,
ale kiedy uzmysłowił sobie, że za kilka sekund CC rozpędzi się do stu
kilometrów na godzinę, a on będzie musiał go puścić, pojawiła się w jego głowie
myśl o wycofaniu się ze wszystkiego. Z drugiej strony ciekawość i chęć
doświadczenia czegoś nowego były bardzo silne, więc kiedy CC zapytał, czy jest
gotów, odparł twierdząco.
Harley
ruszył z rykiem, którego pod kaskiem nie było tak bardzo słychać. Teraz jednak
jego twarz osłaniała tylko cienka kominiarka. To był ułamek sekundy. Spojrzał
na licznik i zrozumiał, że to już czas. Odepchnął się delikatnie od Christiana
i wyprostował. Pierwsze wrażenie było powiązane ze strachem i euforią
jednocześnie. Udało mu się. Nadal stał na motorze, który jechał coraz szybciej.
Wiatr wiał mu prosto w oczy, które zaczęły łzawić, czuł przeszywające zimno,
jak gdyby miliony szpilek przechodziły przez jego ciało. Poziom adrenaliny w
jego organizmie osiągnął apogeum. Rozpostarł ramiona i krzyknął. Spodobało mu
się to. Poczuł się wolny, nieograniczony czasem i przestrzenią… Szczęśliwy.
Zaczął krzyczeć, wiedząc, że nikt go nie słyszy i może wrzeszczeć do woli.
____________________
-
Umieram z głodu – jęknął Ashley, pchając drzwi knajpy, przed którą się
zatrzymali. – O co chodzi? Zamknięte, czy co?
-
Jest napisane „ciągnąć”, czubku. – CC wskazał na tabliczkę zawieszoną na
wysokości oczu. Ashley przewrócił oczami i pociągnął za klamkę.
Andy
jako jedyny pomyślał o tym, żeby przepuścić Celeste. Spojrzał na nią. Stała
obok i wpatrywała się z utęsknieniem w plakat przyklejony na szybie. Podążył za
jej wzrokiem. „Wielki bal u Marii Antoniny” – głosił szumnie afisz. Poza datą,
godziną, miejscem i ceną biletów oraz gdzie je kupić, nic więcej nie było
podane. Celeste wyczuła, że jej się przygląda i westchnęła.
-
Co roku organizowany jest bal w stylu osiemnastowiecznych bali francuskich.
Wszyscy się przebierają i bawią całą noc. Najpierw naprawdę przypomina to bal,
ale po północy wszystko zmienia się w zwykłą dyskotekę.
-
Byłaś na tym?
-
Raz, dwa lata temu z moim, teraz już byłym, chłopakiem. To było coś
niesamowitego, choć prawie w ogóle nie tańczyliśmy.
-
Chciałabyś pójść?
-
No pewnie, ale bez partnera trochę mi głupio. A nie sądzę, żeby ktokolwiek z
moich znajomych się zgodził. Tak więc tego dnia obejrzę sobie Marię Antonię i powzdycham, marząc o
założeniu takiej sukni.
Uśmiechnęła
się do niego, po czym weszła do środka. Podążył zaraz za nią. Szybko znaleźli
chłopaków, siedzących w boksie po lewej stronie, dokładnie naprzeciwko
podwyższenia, które miało służyć za scenę. Stał tam mikrofon i pianino, lecz
obecnie nikt nie korzystał z możliwości zaśpiewania przed publiką, która,
trzeba zauważyć, nie była zbyt liczna. W lokalu było zaledwie kilka osób, przez
to nie było hałasu i tłoku.
Każdy
otworzył swoje menu, a po chwili do ich stolika podeszła kelnerka.
-
Cztery hamburgery – mówił CC. – Jake?
-
Szukam czegoś fajnego. – Jake powoli przerzucał karki.
-
Osobiście polecam hamburgery – odezwała się kelnerka. – Tu są najlepsze.
-
W takim razie pięć hamburgerów i…
-
A ja? – Andy spojrzał na przyjaciół wzrokiem skrzywdzonego dziecka.
-
Myśleliśmy, że będziesz chciał coś wegetariańskiego. Przecież mówiłeś…
-
Nie jem mięsa, żeby zrobić Juliet przyjemność. Sześć hamburgerów, cztery razy
mega frytki i dużo coli. – Z szerokim uśmiechem na ustach oddał kartę dań
kelnerce.
Kiedy
kelnerka zniknęła za barem, usiedli wygodniej i rozejrzeli się po lokalu. Była
to zwykła knajpka o nazwie „Sunny”. Panował tu półmrok, może też dlatego, że
słońce już zaszło, wystój był utrzymany w ciepłych barwach z przewagą żółtego i
nie było tu zbyt wielu ozdób.
-
To jak się czujesz, Andy? – zagadał CC. Minęło już wystarczająco czasu, by Andy
mógł wyrobić sobie opinię o Sunbeam i ludziach, których tu poznał.
-
Cudownie – odparł rozmarzonym głosem, przeciągając samogłoski.
-
Zapomniałeś już o Los Angeles? – zapytał ostrożnie Jinxx. Tak naprawdę nie
chodziło mu o Los Angeles, lecz o pewną osobę, która tam była.
-
Chyba tak. Już nawet nie jestem pewny, czy trafię do domu – zażartował chłopak.
-
Chwała bogom – zaśmiał się Ashley. - To znaczy, że nasza misja została
wypełniona i uratowaliśmy ci życie.
Nagle
uśmiech zniknął z twarzy Andy’ego.
-
Przed czym mnie uratowaliście? – zapytał ostro. – Przed Juliet, tak? – Silne
przywiązanie do niej, odruchowo pchnęło go w stronę gniewu. Nie chciał, aby
ktokolwiek ją obrażał, choć sam do końca nie rozumiał, dlaczego. Wydawało mu
się to słuszne, że powinien jej bronić. Robił to od początku ich związku. Od
początku… Zdał sobie sprawę. Od początku zawsze ktoś miał jej coś do
zarzucenia, a on w pewnym momencie przestał dopuszczać do siebie oskarżenia
wobec jej osoby. Ludzie ją obrażali, on jej bronił. Po latach stał się obojętny
na to wszystko.
-
Andy… - zaczął CC, chcąc przerwać niezręczną, pełną napięcia ciszę, która
między nimi zapanowała.
-
Wiem, CC. – Andy skierował na przyjaciela pełen bólu wzrok. – Przepraszam. Przepraszam
was wszystkich.
Widać
było, że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy usłyszeli wolne, ponure
dźwięki pianina. Spojrzeli na scenę. Przy pianinie siedziała Celeste. Nawet nie
zauważyli, kiedy odeszła od stolika. Zagrała kilka nut i zaczęła śpiewać.
-
Kolejny moment niszczy moją ciemną stronę…
Andy
wpatrywał się w nią zachwycony. Jej głos był dość niski, odrobinę zachrypnięty,
leniwy… Piękny i wyjątkowy. Piosenka też mu się podobała. Szczególnie kiedy
zaczął się refren. Mimo że Celeste śpiewała tylko przy akompaniamencie pianina,
jej głos był mocny, a piosenka żywa. W myślach dołożył sobie dźwięki gitary i
perkusji. Piosenka potrzebowała drobnych poprawek, a on już je planował. Musiał
ją namówić, by ujawniła światu swój talent. Ludzie zasługiwali na to, by
usłyszeć jej głos.
-
Cholera, to żeńska wersja Andy’ego! – Ashley popatrzył na przyjaciół z
rozdziawionymi ustami, a oni potakiwali, nie spuszczając wzroku z blondynki.
-
Nic mnie nie zatopi, nic mnie nie zagłuszy! – Zakończyła i nagle zewsząd
rozległy się gromkie brawa. Uśmiechnęła się tylko i zeszła ze sceny. W między
czasie w końcu dostali zamówienie, więc zaczęła skubać frytki, jak gdyby nigdy
nic. – Co? – zapytała, widząc, że ciągle się na nią gapią.
-
Ty śpiewasz! I to jak! Co to za piosenka?
-
Ech, jakaś taka moja. – Wzruszyła ramionami. – Nie jest dopracowana i chyba
nigdy nie będzie. Raz mnie naszło, więc spisałam, co mi przyszło do głowy, a
potem to zostawiłam.
Nie
chciała dłużej ciągnąć tego tematu. Oni byli muzykami z prawdziwego zdarzenia,
a ona napisała sobie parę słów na pogiętej kartce papieru, która akurat wpadła
jej w ręce. Dobrała do tego melodię, ale wtedy zrozumiała, że to wszystko i tak
jest bez sensu, bo nigdy nikt nie pozna tej piosenki. Do tego momentu. Chciała
odwrócić uwagę chłopaków, co skutecznie jej się dało, więc nie było sensu
ciągnąć tematu tworzenia piosenek. To nie było dla niej.
To trochę boli, że ja się produkuję, a Wy macie tę historię tak bardzo w dupie, że nawet nie zwracacie uwagi na to, że minęły prawie 2 miesiące od ostatniego rozdziału. Nie sądziłam, że to powiem, ale na całe szczęście jest Wattpad. Przynajmniej tam się ktoś interesuje.
Erato
"Nic mnie nie zatopi, nic mnie nie zagłuszy!" -> Czyżby "Drown me out" Blacka? xd
OdpowiedzUsuń