Celeste
wyrzuciła z kufra na strychu wszystkie białe rzeczy. Były tu koszulki, koszule,
spodnie… Wszystko białe. Co roku dokładała do kufra kolejne białe rzeczy,
specjalnie przygotowane dla gości, którzy zdecydowaliby się wziąć udział w tym
niezwykłym wydarzeniu. Wyciągnęła też coś dla siebie. Zwykły podkoszulek i
białe szorty. To nie była odpowiednia pora na tak lekkie ubrania, ale
wiedziała, że tam, gdzie jadą, będzie gorąco.
Zabrała
rzeczy i zbiegła na dół. Przebiegła przez główny hall i znów wbiegła po
schodach, tym razem do pokoi gościnnych. Zapukała energicznie do drzwi, a
usłyszawszy ciche „proszę”, wpadła do pokoju z szerokim uśmiechem.
-
Jedziemy do Kal! – oznajmiła radośnie i rzuciła ubrania na łóżko Jinxxa. –
Przebierzcie się. Możecie mieć tylko białe rzeczy, ewentualnie kolorowe buty.
Czarny jest zakazany.
-
Czekaj, wariatko. – CC złapał ją za chude ramię. – Co to jest Kal i dlaczego
mamy tam jechać?
-
Bo jest Festiwal Kolorów! – wykrzyknęła, jakby to była najbardziej oczywista
rzecz na świecie. – Musicie to zobaczyć.
Zabrała
ze stosu ubrania, które wybrała dla siebie i wybiegła.
CC
odwrócił się do reszty z szeroko otwartymi oczami.
-
Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale zwykle tak radosna nie jest, więc lepiej się
zbierajmy, bo to musi być coś super. Dziwne, że nigdy o tym nie słyszałem.
-
Ale jak to czarny jest zakazany? – zmartwił się Andy. – W białym źle wyglądam.
Poza tym pragnę zauważyć, że wszyscy mamy czarne włosy.
Nikt nie mógł stwierdzić, czy czarne włosy stanowią jakiś
większy problem. Wzruszyli ramionami i sięgnęli po ubrania przyniesione przez
Celeste. Do tej pory bardzo im się podobały jej niespodzianki, więc i ta
musiała być udana.
_______________________
Bardzo nie podobało im się, że musieli mieć na sobie białe
ubrania. Choć w teledysku do Knives and
Pens Andy miał na sobie identycznie odzienie, nie mógł się przyzwyczaić do
jasnego koloru, który raził go w oczy, ilekroć spojrzał w lustro lub na przyjaciół.
Jedynie Celeste pasował ten kolor, choć zdecydowanie wolał ją w czerni. Teraz
wyglądała dość blado, niemal przezroczyście. Jak aniołek, pomyślał. Jak dobra
wróżka, która istnieje tylko w wyobraźni.
Przestał jednak myśleć o Celeste, kiedy dojechali na
miejsce. Blondynka – bo to ona prowadziła samochód Christiana – zaparkowała na
wielkim parkingu, który był już niemal zapełniony. Wszędzie kręcili się ludzie
ubrani na biało. Każdy miał ze sobą wiaderko lub pistolety na wodę. Nie
przypominał sobie, by oni cokolwiek takiego spakowali. Ku jego zaskoczeniu
Celeste wyciągnęła z bagażnika potężny arsenał. Najbardziej podobał mu się
kolorowy proszek, który natychmiast barwił skórę i ubrania.
- Co mamy z tym robić? – Jake rozcierał odrobinę proszku w
palcach.
- Zaprezentuję.
Celest wzięła balonik napełniony farbą, odeszła kawałek i
nagle rzuciła nim w Jake’a. Niebieska farba rozbryzgała się na koszulce
mężczyzny, przy okazji brudząc wszystkich dookoła. Jake przez chwilę wpatrywał
się oniemiały w Celeste, lecz szybko się zreflektował. Sięgnął po balonik i
pędem ruszył za dziewczyną, która uciekała z piskiem.
Reszta zespołu zabrała pistolety, wiaderka z balonikami oraz
tubki z proszkiem. Upewniwszy się, że samochód jest zamknięty, zagłębili się w
tłum. Między dorosłymi biegały dzieci, obrzucając się nawzajem farbą, inne
pędzelkami malowały prawdziwe arcydzieła na koszulkach rówieśników. Festiwal
Kolorów był wszędzie. Domy były ubrudzone farbą, ulicami spływały kolorowe
wodospady, w powietrzu latały balony z farbą i proszek.
- Świat jeszcze nigdy nie był tak kolorowy – stwierdził
Jinxx, rozglądając się z zachwytem.
- To jest po prostu piękne – zgodził się Andy.
W pewnym momencie ktoś w niego uderzył. Długie jasne włosy
połaskotały go po rękach i już wiedział, kogo ma przed sobą, choć twarz miała
schowaną. Wtulała się w niego, jakby potrzebowała schronienia. Istotnie tak
było, co uświadomił mu widok nadbiegającego Jake’a. Przytulił dziewczynę do
siebie na znak, że ją chroni.
- I tak ci oddam – zagroził Jake, ale odpuścił sobie dalsze
pogonie za Celeste. Tym bardziej, że właśnie w tej chwili Ashley strzelił do
niego z pistoletu. Kolejna kolorowa plama pojawiła się na koszulce mężczyzny.
- O, więc tak to działa. – Ashley udał chwilową skruchę, po
czym wycelował w Jinxxa, co oficjalnie rozpoczęło kolorową wojnę między
członkami zespołu.
Kiedy tamci zniknęli, nawzajem
przed sobą uciekając, Andy spojrzał na wciąż wtuloną w niego blondynkę. Poczuł,
że teraz bardziej przyciska dłonie do jego torsu. Nim zorientował się, że to
wcale nie dłonie, balonik prysnął między nimi, oblewając oboje czerwoną farbą.
- Byłeś za czysty – powiedziała
spokojnie, jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęła się słodko.
- Ta zniewaga krwi wymaga –
mruknął gniewnie.
Sięgnął po tubkę z proszkiem,
szybko ją otworzył i sypnął zawartością prosto w dziewczynę, która natychmiast pokryła
się pięknym błękitem. W odwecie wyciągnęła z kieszeni szortów identyczną tubkę.
Choć miał czas, by uciekać, wcale tego nie chciał. Wolał stać i pozwolić, by
zostawiła na jego koszulce odcisk swojej smukłej dłoni w kolorze fioletowym.
Miała przy tym tak zawziętą minę, że zaczął się śmiać. Wyglądała doprawdy
uroczo i dziecinnie. Znów przypominała mu anioła.
Pragnął patrzeć na nią jak
najdłużej, ale przebiegła obok nich grupa chłopaków z karabinami. Oddali kilka
strzałów, dodając do ubrań kolor żółty i pomarańczowy. Andy sięgnął po pistolet,
który CC upuścił na ziemię i zawiesił go sobie na ramieniu.
- Co teraz? – zapytał.
- Zabawa! – odkrzyknęła
dziewczyna, wyrzucając do góry garść zielonego proszku, który powoli opadał na
wszystkich wokół.
Chwyciła wiaderko z balonami i
pobiegła w sam środek, gdzie był największy tłum. Jak się okazało, ludzie
gromadzili się wokół Ashley’a i Christiana, którzy obrzucali się balonami z
farbą w zawrotnym tempie. Ponieważ biegając po mieście, ubrudzili kilkanaście
innych osób, teraz musieli się bronić.
- Może im pomożemy? –
zaproponowała dziewczyna, na co przystał z ochotą.
_____________________
Celeste
podeszła do stołów ustawionych w bezpiecznej odległości od centrum miasteczka,
gdzie toczyły się bitwy. Przez te kilka godzin zdążyła zgłodnieć, a w ustach
czuła suchość pomieszaną ze smakiem kolorowego proszku, który wcale nie był
dobry. Nalała sobie szklankę wiśniowego soku i pijąc, przyglądała się ludziom.
Wszyscy wyglądali, jakby wybuchła nad nimi tęcza. Przyglądając się Kal, czuła
się jak w bajce. Widok był niemal nierealny, bo gdzie indziej na świecie
urządzany jest Festiwal Kolorów z taką pompą? Miała ogromne szczęście, że Kal
było tak blisko. Miała tu też przyjaciela, niestety aktualnie przebywał w Nowym
Jorku i studiował. Tęskniła za nim i żałowała, że nie ma go teraz przy niej.
Jednocześnie nie czuła się samotna, ponieważ CC i Ashley godnie zastępowali
Laxmana, a przynajmniej jedną jego część. Drugą część zastępował Jinxx, z
którym niewiele rozmawiała, ale czuła do niego sympatię. Jinxx był typem
człowieka, który ma swoje pasje i tylko one się dla niego liczą. Nie zwracał
uwagi na sławę. Ona była po prostu efektem ubocznym spełniania się w zawodzie.
Był tajemniczy, dużo myślał i mało mówił. Taki też był Laxman. Za każdym razem,
kiedy się widzieli, zadawał jej jedno pytanie w swoim ojczystym języku. „Kal ho
naa ho.” „Gdyby jutra nie było.” Nigdy nie potrafiła znaleźć na nie dobrej
odpowiedzi, lecz teraz w myślach uświadomiła sobie, że zna odpowiedź. Gdyby
jutro nie nastało, nie płakałaby. Ostatni dzień życia spędziła otoczona ludźmi,
którzy ją kochają, z przyjaciółmi. Nie żałowałaby, ponieważ jej
kilkunastoletnie życie było wspaniałe, a ostatni dzień magiczny. Jutro może nie
nastawać. Nie dbała o to, póki była z tymi, których kocha. Umarłaby ze
świadomością, że poznała człowieka, którego dusza idealnie pasuje do jej.
-
Umieram z głodu. – Podskoczyła na dźwięk zachrypniętego głosu. Nie zorientowała
się, kiedy podszedł Andy. – Wyglądasz na zamyśloną.
-
Myślałam o tym, że mieszka tu mój przyjaciel, za którym tęsknię – odparła.
-
Przyjaciel? – dopytał niepewnie chłopak. – Taki jak Mario?
-
Nie – zaśmiała się. – Laxman nie jest jak Mario. Jest bardziej jak Jinxx, ale
zawsze potrafi mnie rozbawić, więc ma coś z Ashley’a i Christiana. Właściwie
obiecaliśmy sobie, że jeśli nie znajdziemy partnerów to dwudziestego piątek
roku życia, to weźmiemy ślub, ale tak się składa, że od roku Laxman ma
dziewczynę. Poza tym nie wiem, czy pasowałabym do jego rodziny.
-
To Hindusi, nie? – zapytał, upiwszy łyk soku.
-
Zgadza się. Po czym poznałeś?
-
Większość ludzi tutaj ma ciemną karnację i czarne włosy, do tego dziwne imiona,
ale na sto procent upewniłem się, że to Hindusi, kiedy jakaś kobieta zapytała
Ashley’a, czy jest z Delhi, bo ma wrażenie, że go tam widziała.
Oboje
wybuchli śmiechem.
-
Czy to jest…? – Andy wskazał na środek stołu, gdzie stała czekoladowa fontanna.
Nie czekając na odpowiedź Celeste, podszedł i zanurzył palec w płynie.
-
Pewnie niejedna powiedziałaby, że wyglądasz seksownie, oblizując palce, ale obok
masz truskawki, które są po to, by je moczyć – zwróciła mu uwagę, co znów
wywołało jego śmiech.
Sięgnął
po owoc i wsadził go pod czekoladowy wodospad. Następnie wyciągnął truskawkę w
stronę blondynki.
-
Do końca życia będziesz mi się kojarzyć z truskawkami.
Podeszła
do niego i ostrożnie odgryzła połówkę oblaną czekoladą. Podobało mu się, jak
przymykała przy tym powieki, a jej rzęsy tworzyły piękną firankę. Podobało mu
się, jak jej aksamitne włosy spływały po nagich ramionach. I podobało mu się,
jak jej piękne usta obejmują owoc. Odchrząknął cicho i odwrócił wzrok.
-
Przepyszne – powiedziała, przełknąwszy i wzięła resztę truskawki z jego dłoni.
-
Tak, tak wyglądają – wymamrotał i zanurzył w czekoladzie kolejną truskawkę.
Gdyby
nie Ashley, zapanowałaby niezręczna cisza. Na szczęście mężczyzna pojawił się w
odpowiednim momencie.
-
Tylko spójrzcie – zachwycał się. – Jakaś słodka dziewczynka namalowała mi
piękne wzorki. Moja koszula to istne arcydzieło. Czy będę mógł ją zabrać?
-
Oczywiście. Są dla Was. Festiwal Kolorów kończy się, kiedy zniknie cała biel. Na
tym to wszystko polega, żeby wszędzie zapanowały kolory.
-
Świetnie! Andy, pomóż mi ją zdjąć. Schowam ją w samochodzie. – Ashley zaczął
rozpinać guziki. – A wy co tu robicie?
-
Jemy, pijemy, rozmawiamy – wyliczała dziewczyna. – Potrzebna nam chwila
odpoczynku. A poza tym mama zaraz przyjedzie i chyba będę jej musiała pomóc z
ustawieniem wielkiej puszki na pieniądze.
-
Na pieniądze? – zainteresowali się.
-
Och, zapomniałam wspomnieć, że Festiwal Kolorów to po części akcja
charytatywna. Mama to wymyśliła i od lat co roku zbiera pieniądze dla domów
dziecka. Zwykle też występują jakieś zespoły. W tym roku będą tylko te lokalne,
ale kiedyś na przykład był Counterfeit.
-
Nie mam pojęcia, o kim mówisz. – Ashley wzruszył ramionami.
-
Na dwieście procent o nich słyszeliście.
-
Być może. Co oni grają? Bo jeśli jakiś śmieszny pop, to na trzysta procent ich
nie znamy - stwierdził mężczyzna i
odszedł, ostrożnie trzymając przed sobą wymalowaną koszulę.
-
Każdy może zagrać? – zapytał Andy, kiedy zostali sami.
-
Jasne…
-
Świetnie! – przerwał jej. – Zaraz wracam.
____________________
Jake stroił gitarę pożyczoną od niewysokiego
szatyna z zespołu, którego nazwy już nikt nie pamiętał. Nie wróżyli im zbyt
wielkiej kariery, ale grali znośną muzykę, która nadawała się na lokalne
imprezy. Co prawda sami tak zaczynali, jednak od samego początku było w nich
widać jakiś potencjał.
-
Dobra, jestem gotowy. – Jake wstał z drewnianego pudła, na którym siedział, i
podszedł do Jinxxa, który właśnie przewieszał gitarę przez ramię.
-
Ja też. – Ashley ostatni raz poprawiał mikrofon, który nie chciał się
dopasować. – Andy?
Chłopak
właśnie kończył palić papierosa. Uniósł kciuk do góry i zgasił niedopałek
czubkiem buta. Na znak wokalisty CC wybiegł na scenę i usadowił się za bębnami.
Za nim wyszedł Ashley, Jake i Jinxx, którzy już zaczynali grać pierwsze dźwięki
na gitarach. Melodia zaczynała się dość spokojnie, dopóki CC nie uderzył w
bębny. Rozległ się piękny głos.
-
Siedem lat przyszło i odeszło…
Celeste
pobiegła w stronę sceny. Przepchnęła się między ludźmi, nie mogąc uwierzyć, że
się na to zdecydowali. Nie znała tej piosenki, ale od razu chwyciła ją za
serce. Szczególnie refren do niej trafił. Od basu Ashley’a i bębnów Christiana
czuła w środku przyjemne drżenie. Nie mogła skakać i się bawić. Stała i
przyglądała się z zachwytem. Piosenka rozszarpywała ją od środka, ale było to
cudowne uczucie. „Przedrę się przez piekło tych słów, prosto w twoje ramiona.”
Przy tych słowach Andy wyciągnął rękę, a ona poczuła nieodpartą chęć
wyciągnięcia swojej i złączenia jej z dłonią chłopaka. Kolejna fala uczuć
zalała ją, gdy Jake grał delikatną solówkę. Potem mocny głos Andy’ego, do
którego dołączyły głosy całej reszty. Gdy ucichły ostatnie dźwięki gitary,
zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech.
Andy
nie czuł potrzeby witania zgromadzonego tłumu, który najwyraźniej był
zachwycony. Widział roześmiane twarze, uniesione dłonie i słyszał rozradowane
piski. Nie myślał też o tym, by przedstawić zespół. Jeśli ludzie ich nie rozpoznawali,
to bardzo dobrze. Nie chciał, by jakakolwiek informacja o miejscu ich pobytu
trafiła do Internetu, choć kiedy decydował się na ten mały koncert, wiedział,
że to nieuniknione.
Nie
przemyśleli do końca, jakie piosenki zagrają. Pierwszy wybór padł na piosenkę z
najnowszego albumu, której nikt nie znał. Reszty nie zaplanowali. Podszedł do
Jake’a i szepnął mu na ucho kolejny tytuł, po czym wbiegł na podwyższenie, na
którym znajdował się CC i jemu także powiedział, co ma grać.
Perkusista
uderzył w bębny, Jake szybko do niego dołączył, a za nim weszli Ashley i Jinxx.
-
Przez smutek, którego nas nauczyłeś, by być jednym z tłumu…
Podszedł
na sam skraj sceny. Widział stojącą blondynkę, która uśmiechała się lekko.
Wyglądała na zachwyconą, co sprawiało mu wielką radość. Śpiewał, patrząc prosto
w jej zaszklone oczy.
-
Jesteśmy młodzi i jesteśmy silni. Przez siłę w nas stajemy się czymś więcej,
niż oni mogą być…
W
końcu przyklęknął na jednym kolanie i nachylił się do niej, jak tylko mógł
najmocniej.
-
Jesteśmy młodzi i jesteśmy silni. Przez siłę w nas stajemy się czymś więcej,
niż oni mogą być. To nasze słodkie bluźnierstwo.
Zdawało
się, że kieruje te słowa prosto do niej. W istocie tak było. Chciał jej
przekazać, że razem będą silni i wszystko przezwyciężą. Sam do końca siebie nie
rozumiał. Znał ją zdecydowanie za krótko, a budziła w nim uczucia, których nie
znał do tej pory. Właściwie kiedyś przez chwilę czuł coś podobnego, ale to było
lata temu. Celeste dawała mu radość i wolność. Pokazywała mu inne życie. Pokazywała
mu, co to znaczy ż y ć.
____________________
Widział,
jak pozwoliła małym dziewczynkom zanurzyć całe włosy w farbie. Miała być
bezpieczna i zmywalna, lecz już knuł, jak bardzo będzie się z niej nabijać,
jeśli rano zobaczy ją wciąż z landrynkowym różem na głowie. Dobrze jej było w
takim kolorze. Podobno ładnemu we wszystkim ładnie i tu się zgadzał, ponieważ
Celeste po prostu nie mogła wyglądać źle. W krótkich czy długich włosach, z
makijażem czy bez, w zwiewnej sukience czy skórzanych spodniach… Wciąż była
śliczna. Teraz malowała na plecach dziewczynki piękne słońce. Różowa farba
spływała z jej włosów na koszulkę, na której nie zostało już żadne białe
miejsce. Spojrzał w dół na siebie. On także był kolorowy. Zamierzał oszczędzić
włosy, ale CC rozbił mu na głowie balon z czerwoną farbą, która przypominała
krew. Na szczęście farba nie popłynęła na twarz, ale ściekła z tyłu głowy.
Celeste
pomachała do niego. Dopiero teraz zauważył, że na lewym policzku ma wymalowane
słońce podobne do tego, które namalowała dziewczynce. Podszedł i wyciągnął
dłoń, pomagając jej wstać z ziemi.
-
Gdzie jest mroczny Andy? – zażartowała.
-
Zniknął pod tęczową warstwą. – Wzruszył ramionami. – Ładne włosy. Jeśli do
jutra kolor nie zejdzie, będę się z ciebie nabijał.
-
Masz pecha. To specjalna farba i schodzi po jednym myciu. – Zrobiła zadowoloną
minę. – Narysować ci coś na twarzy? Tylko ona jest jeszcze czysta.
-
Nie, dzięki. Słoneczka chyba nie są w moim typie.
-
Pozwól mi coś narysować, proszę. – Popatrzyła na niego dużymi błagalnymi
oczami. Nie mógł jej odmówić, choć pewnie by się nie pogniewała. Skinął głową,
na co pisnęła radośnie.
Schyliła
się do wiaderka napełnionego fioletową farbą, w którym dzieci moczyły pędzle, i
nabrała odrobinę na palec. Nachylił się do niej. W momencie, kiedy przesunęła
palcem po jego policzku, wiedział już, co narysowała. Uśmiechnął się
zadowolony.
-
Moja „prorocza kreska”? – zapytał dla pewności.
-
Czasami żałuję, że już jej nie malujesz – odparła.
Bez
słowa zamoczył palec w tym samym wiaderku i nie czekając na zgodę, przejechał
nim po policzku dziewczyny.
-
Prorok i prorokini – oświadczył uroczyście. – Zechcesz mi pomóc w poszukiwaniu
mojej świty? – Sugestywnie wyciągnął do niej ramię, które chwyciła.
-
Z przyjemnością. Czy bogowie zesłali ci jakieś proroctwo, gdzie są nasi
przyjaciele?
-
Owszem. Prorokuję, że są w okolicy stołów z jedzeniem. – Wskazał fioletowym
palcem przed siebie, gdzie faktycznie kręcili się członkowie zespołu.
Powolnym
krokiem udali się przed siebie. Oboje mieli poważne miny, choć naprawdę trudno
im był je utrzymać. Kroczyli uroczyście pośród ludzi, którzy skakali, tańczyli
i obrzucali się farbą oraz proszkiem. To, co działo się dookoła, sprawiało się,
że czuli się jak w bajce. Kolory eksplodowały jeden po drugim, w powietrzu
latał kolorowy pył, wszyscy byli szczęśliwi. To była piękna utopijna wizja
świata. Niestety słońce chyliło się ku zachodowi, temperatura spadała, a oni
mieli na sobie zbyt cienkie ubrania na taką porę roku. Poza tym całkowicie
zniknął z nich biały kolor, a więc Festiwal Kolorów dobiegł końca.
Sielanka jak w "Panu Tadeuszu" xD
OdpowiedzUsuńSunbeam wydaje się być małym rajem na Ziemi :D Gdy się czyta, czuć tą melancholijną atmosferę i spokój :)