Wstał z kanapy lekko
poirytowany. CC i Ashely uparli się na to, by oglądać jakąś durną komedię,
która bardziej męczyła, niż pomagała się zrelaksować. Na górze Jake i Jinxx
próbowali coś stworzyć. Sam nie lubił, kiedy ktoś mu wisiał nad głową, gdy miał
wenę, więc nie przeszkadzał innym. On był odpowiedzialny za wizje, teksty...
Mistrzom zostawiał to, co godne jest jedynie mistrzów. Gdyby próbował się
wtrącić w trakcie procesu tworzenia, skończyłby jak Marsjasz – odarty ze skóry
przez wściekłego Apollona. Nie można mierzyć się z bogami. Nie było też tak, że
Jake i Jinxx od razu wpadali we wściekłość. Bywały dni w studiu, kiedy
wiedzieli, że chcą coś napisać, ale nie potrafili się do tego zabrać, nie mieli
wizji, nie byli pewni. Wtedy tłumaczył im, jak on to widzi, starał się
przynajmniej ich naprowadzić. Im dłużej razem tworzyli, tym lepiej się znali i
rozumieli. Nie był to jeszcze poziom czytania sobie w myślach, ale miał
nadzieję, że w przyszłości tak będzie. Naprawdę liczył na to, że będą się
porozumiewać bez słów i wystarczy jedno jego spojrzenie, by wiedzieli, jak ma
brzmieć konkretne dziesięć sekund danej piosenki. Póki co stworzyli czwarty
album, mieli zaplanowaną trasę, a więc do następnego krążka było jeszcze
daleko. Mimo to cieszył się, że już od razu zaczynają pracować nad kolejnymi
dziełami.
Ostatni raz spojrzał na chłopaków, śmiejących się z raczej
okropnie żałosnych tekstów. Przewrócił oczami i wyszedł z bawialni. Wciąż miał
mokre włosy, a poza tym wcale nie chciał wychodzić o tej porze na zewnątrz. W
pokoju i tak nie miałby co robić, nie miał weny na pisanie, nie miał książki do
czytania… Została mu jedna opcja. W drodze do drugiej części pensjonatu zawahał
się. Czy nie był zbyt nachalny? Zapewne była zmęczona po dzisiejszym dniu,
miała też swoje sprawy, nie była jego rozrywką, a poza tym mogła już spać.
Postanowił jednak przynajmniej sprawdzić, czy nie jest zajęta. Rozejrzał się
jeszcze za Angelą, lecz nigdzie jej nie było. Bardzo ją lubił, ale obawiał się,
że na widok zakradającego się do pokoju córki wytatuowanego chłopaka bez
koszulki zareagowałaby tak, jak każda matka.
Najciszej jak potrafił, wbiegł po schodach i udał się w
stronę drzwi do pokoju dziewczyny. Zatrzymał się jednak w półkroku, słysząc, że
z kimś rozmawia.
- Trudno – powiedziała. – Mario może się obrażać do woli.
Jest dla mnie jak młodszy brat, a nie materiał na chłopaka. Poza tym czy on nie
kręcił z Amy? – Tu nastała cisza. – Oj, Holly. Andy znał tam tylko mnie.
Cokolwiek. Jak spotkasz Mario, powiedz, że nadal chcę z nim utrzymywać kontakt
i niech żałuje, że go nie było na Festiwalu Kolorów, a jego wymówka i zazdrość
są naprawdę śmieszne. – Tu znów przestała mówić. – Kocham cię, pa.
Poczuł jakąś dziwną ulgę. Z jakiegoś powodu zapewnienie
Celeste, że nigdy nie myślała o Mario jako o potencjalnym chłopaku, napełniło
go radością. Odczekał chwilę, nim podszedł do drzwi i zapukał, przy okazji
lekko je uchylając.
Celeste siedziała przed toaletką i rozczesywała długie,
jasne włosy, z których rzeczywiście zniknął różowy kolor. Uśmiechnęła się do
niego w lustrze, tym samym zapraszając do środka.
- Nie śpisz? – zapytała, kiedy usiadł nieśmiało na brzegu
łóżka.
- Czuję się zmęczony, ale nie mogę spać – wyjaśnił. – To
chyba z wrażenia.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Myślę, że wiem, czego ci trzeba – oznajmiła, odłożywszy
szczotkę.
Podeszła do komody i wyciągnęła z niej jakieś pudełeczko i
zapałki. Z kartonika wyciągnęła dwa cienkie patyczki, podpaliła je i włożyła do
szklanej buteleczki stojącej na szafce nocnej. Uświadomił sobie, że to
kadzidełko, kiedy do jego nosa doleciał przyjemny zapach lawendy. Obserwował
każdy ruch dziewczyny. Chodziła teraz po całym pokoju i podpalała świeczki, a
kiedy już wszystkie płonęły, zgasiła światło.
- Cholera, wiedziałem, że coś jest z tobą nie tak, ale nie
sądziłem, że okażesz się aż taką psychopatką, żeby mnie zakadzić na śmierć –
wyszeptał, udając przerażenie, ale Celeste wcale się nie przejęła. Wybuchła
charakterystycznym śmiechem.
- Skrycie zawsze marzyłam o zamordowaniu cię. Tak, Andy, nie
mam większych marzeń – oznajmiła żartobliwie, uspokoiwszy się. – Połóż się na
brzuchu. Zrobię ci masaż. Wtedy się rozluźnisz, uspokoisz i pewnie zrobisz się
senny.
- Naprawdę nie trzeba… - zaczął oponować, lecz skarciła go
wzrokiem.
Posłusznie wykonał jej polecenie. Zawahał się tylko nad
położeniem się na jej kołdrze, na wypadek, gdyby była jakąś pedantką lub miała
bakteriofobię. Na jego szczęście nie miała z tym problemu. Ułożył głowę na
dłoniach i cierpliwie czekał. Uklękła przy nim. Sięgnęła po coś, co stało na
stoliczku. Domyślał się, że to jakiś krem, lecz wyjaśniła, że użyje olejku
eterycznego, by łatwiej jeździć dłońmi po jego skórze.
- Celeste? – zapytał nagle, nim zaczęła. – Usiądź na mnie. –
Milczała przez moment, a on uświadomił sobie, że mogło to zabrzmieć nieco
dziwnie. – Znaczy… No wiesz. Bo będzie ci wygodniej, gdy będziesz tak… -
Gratulował sobie w myślach głupoty.
- Raczej złamię ci kręgosłup – zaśmiała się cicho. – Tak mi
wygodnie.
- Jestem pewny, że nic nie ważysz. Mówię serio, siadaj.
Choć niechętnie, to jednak posłuchała chłopaka. Miał rację,
że w ten sposób będzie jej wygodniej. Przełożyła nogę nad jego ciałem, ale nie
usiadła, bojąc się, że mogłaby być za ciężka. Wisiała nad nim, opierając cały
ciężar na swoich nogach. Słyszała jego zniecierpliwione westchnięcie. Odwrócił
się, na ile mógł i spojrzał na nią. Tym razem to jego wyraz twarzy mówił, że
nie życzy sobie sprzeciwu.
- Po prostu opuść swój… tyłek na mój. – Skrzywił się. – To
brzmi źle, ale nie umiem ci tego subtelniej przekazać.
Zachichotała i ostrożnie na nim usiadła. Wtedy znów oparł
głowę na dłoniach. Przyłożyła dłonie zwilżone olejkiem do jego pleców i zaczęła
kreślić na nich kształty. Potem przeszła do ugniatania skóry, szczególnie
skupiała się na karku. Andy co chwilę wydawał się z siebie jęki lub syk,
sygnalizujący, że trafiła na obolałe miejsce.
- Może włączę jakąś relaksującą muzykę? – zaproponowała w
pewnym momencie, ponieważ cisza zaczynała ją drażnić.
- Wolę słuchać twojego głosu. Mów do mnie.
- Dobrze, o czym chcesz porozmawiać?
- O niczym. Chcę, żebyś ty mówiła – uściślił. – Mów
cokolwiek, może być nawet po chińsku.
- Mówię po francusku. Co prawda nie na poziomie, jakiego bym
sobie życzyła, ale mogę ci opowiedzieć, jak wygląda mój typowy tydzień. - W
odpowiedzi mruknął, co uznała za zgodę. – Alors…
Kreśliła na jego mięśniach małe kółeczka. Ta metoda nazywała
się T-touch i była głównie przeznaczona dla koni, które stresowały się przed
zawodami. Kiedy dopiero się uczyła, jak poprawnie to robić, ćwiczyła na
ludziach i w ten sposób odkryła, że również dla nich jest to niezwykle kojące,
wprawia w błogi stan i uspokaja. Na Andy’ego również zadziałało i to szybciej,
niż się spodziewała. Przerwała swój francuski monolog i przyjrzała się twarzy
chłopaka. Powieki opadły, zasłaniając błękit jego oczu, rzęsy kładły się na
policzkach. Usta miał leciutko rozchylone. Mokre włosy, które rosły z dnia na
dzień, opadły mu na czoło, więc delikatnie je odgarnęła. Oddychał spokojnie, a
jego twarz wyrażała tak błogi spokój, że była pewna, iż śni mu się coś miłego.
Ostrożnie z niego zeszła. Początkowo chciała go obudzić, ale
teraz uznała, że pozwoli mu się wyspać. Przeszła po pokoju i zgasiła wszystkie
świeczki. Uchyliła na chwilę okno, by szybciej pozbyć się brzydkiego zapachu
dymu. Odczekawszy, aż znów zacznie ładnie pachnieć, zamknęła okno. Zostawiła
jedynie kadzidełka, których zapach uwielbiała. Wyciągnęła z szafy koc i okryła
nim Andy’ego, który leżał na kołdrze. Weszła na łóżko i na tyle, na ile mogła,
okryła się. Ostatni widok, jaki zapamiętała przed zaśnięciem, to spokojna twarz
chłopaka.
____________________
Było zaledwie kilka minut po trzeciej, kiedy otworzył oczy.
Starał się dokładnie zapamiętać swoje sny. Z początku śniła mu się Celeste.
Rozmawiali o czymś, ale niestety już nie pamiętał, o czym. Zapamiętał za to, że
siedzieli w jednej z kafejek w Los Angeles. Uniósł kącik ust, myśląc, że
mogłaby to być prorocza wizja. Niestety później sen się zmienił. Los Angeles
wyglądało jak po nalocie, wszędzie był pył, proch i gruzy. Był też on. Klęczał
na ruinach w samym centrum miasta. Choć obraz w głowie już mu się zacierał,
pamiętał, że spowijał go jakiś dziwny mrok i nagle z tego mroku wyłoniła się
biała postać. Nie dostrzegł jej twarzy, lecz mógł się domyślić, kogo widział.
Powiedział coś do niej, coś o aureoli i wydawał się przy tym bardzo zadowolony,
a jednocześnie bardzo smutny. Ona jednak odparła, że nie może tego zrobić, bo
jest jego jedyną nadzieją na znalezienie światła. Chciał ją pochwycić, ale
umknęła mu. Wciąż nie widział jej wyraźnie, dlatego nie mógł jej złapać. Wiedział
natomiast, że emanuje od niej dobro i robiła coś. Naprawiała miasto, uzmysłowił
sobie. Choć kurz nie opadał, widział przebłyski zielonej trawy, widział, że
chmury się rozstępują i z jakiegoś powodu wiedział, że to jej działanie. Od
razu pomyślał, że z takiej wizji mogłaby się narodzić świetna piosenka.
Niestety nie miał przy sobie telefonu, o kartce i długopisie nie wspominając.
Wstał po cichu i podszedł do biurka. Tam też nic nie znalazł. Chciał już
wychodzić, ale nagle przypomniał sobie, że tak naprawdę nie jest w swoim domu.
Odwrócił się w stronę łóżka. Celeste spała na boku zwinięta w kulkę. Jasne
włosy były widoczne nawet w tak słabym świetle, rozsypały się dookoła jej głowy
i wciąż wyglądały idealnie. Uśmiechnął się. Teraz wyglądała jeszcze bardziej
uroczo i niewinnie. Porzucił myśli o poszukiwaniu papieru i spisywaniu swoich
myśli. Nie zależało mu na tym aż tak bardzo. Za to chętnie wrócił do łóżka.
Poprawił kołdrę i mocniej otulił nią dziewczynę. Położył się jak najbliżej
niej. Leżała odwrócona do niego plecami, żałował, że nie może przyglądać się
jej twarzy. Ostrożnie owinął ramieniem jej talię. Nawet nie drgnęła. Oparł
podbródek na czubku jej głowy, uprzednio składając na nim niewinnego całusa.
Odetchnął głęboko, rozkoszując się zapachem migdałów.
____________________
Obudzili się o świcie tak mocno przytuleni do siebie, iż
pierwszym uczuciem, jakiego doznali, było zdziwienie, że całą noc przespali
twardym snem, w którym nie przeszkadzała im bliskość. Nie pamiętała, kiedy znów
się przekręciła, a już w ogóle nie pamiętała, by Andy się poruszał. Leżał
jednak pod kołdrą, co oznaczało, że w nocy się obudził i okrył. Czy to wtedy ją
tak przytulił? Z pewnością nie. Poczułaby, że ktoś ją do siebie przyciska.
Leżała z twarzą w jego torsie, czuła jego duże dłonie na swoich plecach i
podbródek na czubku głowy.
Spróbowała się odsunąć, lecz ani drgnęła. Chłopak przyciskał
ją do siebie z całą siłą.
- Andy… - wyszeptała.
Mruknął coś, ale rozluźnił uścisk. Wyswobodziła się z jego
objęć i spojrzała mu w oczy. Chłopak poruszył się i podniósł na łokciu. Patrzył
na nią przez chwilę badawczym wzrokiem, po czym uśmiechnął się.
- Najlepsze rzeczy w życiu przydarzają nam się tak po prostu
– rzekł. – Nie da się ich zaplanować i nie da się znaleźć szczęścia, jeśli
szuka się w jednym tylko miejscu. Czasami warto wyrzucić mapę, która daje
orientację, ale jednocześnie prowadzi nas ścieżką, którą szedł już ktoś przed
nami. Lepiej wyznaczyć własną drogę. Pozwolić sobie czasem się zgubić i nie
próbować za wszelką cenę ustalić, gdzie się jest. To przyjdzie samo.
Słuchała w skupieniu jego słów, lecz nie rozumiała ich.
Zastanawiała się, czy powinna teraz pokiwać głową na zgodę, czy może lepiej by
było przyznać, nie ma pojęcia, o czym mówi. Poczuła, jak krew napływa jej do policzków,
ale postanowiła być szczera.
- Przepraszam, Andy, ale chyba nie rozumiem.
- To dobrze – odparł. – Nie chciałem, żebyś rozumiała. Po
prostu… Jesteś białym punktem na mojej mapie, dlatego ją wyrzuciłem, była
bezużyteczna. Teraz się zgubiłem – wyjaśnił.
- To chyba musisz odnaleźć drogę – powiedziała, lecz
zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
- Tak, i znajdę ją, ale jeszcze nie teraz. Teraz chcę trochę
pobłądzić.
Sięgnął dłonią do jej twarzy i przejechał po jej policzku
opuszkami palców. Jej skóra była nieskazitelna, miękka i taka naturalna. Nie
potrzebowała zbędnego makijażu, by wyglądać pięknie.
Uśmiechnęła się delikatnie pod wpływem jego dotyku, ale nie
pozwoliła sobie dalej leżeć tak blisko niego. Przyjaciele nie głaszczą się po
policzkach, a on był jej przyjacielem, przynajmniej chciała, żeby nim był. Nie
mogła mu pozwolić na więcej, bo nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Mógł ją
zapewniać, że nie jest pewien związku z Juliet, ale wciąż z nią był.
Otworzywszy szafę, stanęła przed nią i zastanawiała się, co
założyć. Andy przyglądał jej się uważnie, wciąż leżąc w łóżku.
- Załóż coś czarnego – doradził. – Świetnie wyglądasz w tym
kolorze.
Spojrzała na niego przez ramię i uśmiechnęła się tajemniczo.
Sięgnęła po jakiś skrawek czarnego materiału, który – jak zakładał – był
wyjątkowo krótką sukienką. Potem wyciągnęła coś z szuflady, domyślał się, że
bieliznę, i wyszła z pokoju.
To był znak, że i na niego czas. Musiało być dość wcześnie,
bo jeszcze nie słyszał Ashely’a, a był pewien, że gdyby przyjaciel odkrył, że
nie ma go w pokoju, podniósłby głośny alarm i nakazał przeszukać cały pensjonat
i okolice, włącznie z lasem. Niechętnie wyszedł spod ciepłej kołdry, po czym
ułożył ją równo i przykrył kocem, aby pozostawić po sobie porządek. Wyszedł już
na korytarz. Zamarł, widząc Angelę wchodzącą po schodach.
- Dzień dobry, Andy. – Uśmiechnęła się. – Dobrze spałeś?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Przełknął gulę w gardle i
pokiwał głową. Bardzo chciał wiedzieć, co kobieta myśli w tej chwili, a
jednocześnie obawiał się, że mogłyby to być niezbyt przyjazne myśli. Angela
jednak uśmiechała się życzliwie.
- Czy wyglądam na wiedźmę? Jestem pomarszczona, fakt, ale
nie mam zamiaru ugotować cię w kotle, bo spędziłeś noc w pokoju mojej córki. –
Roześmiała się. – Celeste… - zawahała się - ma pewne postanowienia. – Puściła
do niego oczko i weszła do jednego z pokoi, zamykając za sobą drzwi.
Stał przez chwilę osłupiały. Angela naprawdę musiała być
aniołem, skoro w ogóle nie miała do niego pretensji. Inna matka na jej miejscu
wygłosiłaby mu kazanie lub po prostu wyprosiła z domu, a ona się do niego
uśmiechała. Nawet jeśli nie miała powodów do tego, by ich o coś podejrzewać, to
i tak jej zachowanie było dla niego dziwne.
- Co jest? – Odwrócił się gwałtownie do blondynki, która
właśnie wyszła z łazienki.
Ledwo ocknął się z jednego zamyślenia, a wpadł w drugie.
Włosy upięła w wysokiego kucyka, pomalowała oczy. Nie tak mocno jak na imprezę
u Mario, ale jednak. Usta znów wglądały jak oblane krwią. Miała na sobie krótką
skórzaną sukienkę z długim rękawem, która idealnie przylegała do jej ciała, a
na nogi naciągnęła czarne kabaretki.
- Nie rób tak – jęknął, wyrzucając ręce do góry.
- Jak? – Zdziwiła się.
- Tak. – Wskazał na jej strój i szybko zbiegł po schodach.
Bardzo lubię ten rozdział. Jest taki spokojny, wręcz senny. Jest w nim też coś magicznego, szczególnie w jednym fragmencie. Jeśli zagłębicie się w słowa, może coś dostrzeżecie.
Love you,
Erato
Angela wydaje się być naprawdę sympatyczną kobietą :D Czy imię "Celeste" było kimś inspirowane?
OdpowiedzUsuńNie. Chciałam, żeby było oryginalne i inne od wszystkich, a przy tym brzmiało trochę tajemniczo.
Usuń