Z dedykacją dla cudownej Em R.
To magiczny rozdział i niech należy do wyjątkowej osoby.
***
Kiedy weszli do sklepu, był zachwycony widokiem. Nigdy
wcześniej nie pomyślał, że w ogóle istnieją takie sklepy. Najwyraźniej ludzie z
Sunbeam i okolic uwielbiali podobne imprezy. Domyślał się, że w ciągu całego
roku jest ich znacznie więcej. Być może odbywają się tu jakieś zloty fanów
fantastyki? Z pewnością.
Ogromny magazyn po brzegi wypełniony był kostiumami z
różnych epok i nie tylko. Były nawet peruki bohaterów Gry o tron, gdyby komuś zamarzyło się być khalem Drogo lub Daenerys
Targaryen. On jednak nie szukał wymyślnych kostiumów filmowych. Zależało mu na
najzwyklejszym stroju w stylu Ludwika XVI. Zdawał sobie sprawę z tego, jak
wygląda i że może utopić się w zbyt wielkich pantalonach. Miał jednak nadzieję,
że znajdzie coś odpowiedniego, by nie rozczarować Celeste.
- Może w czymś pomóc? – zapytała niska kobieta o
rudych włosach upiętych w idealny kok. Przyglądała mu się ciekawsko, ale nie
nachalnie i uśmiechała się życzliwie.
- Potrzebuję stroju w stylu francuskich królów –
odparł. Zdawało mu się, że powinien bardziej sprecyzować odpowiedź, ale nie do
końca wiedział, czyją żoną była Maria Antonia. Byłoby prościej, gdyby władcy
mieli różne imiona.
- Wielki bal u Marii Antoniny? – dopytała
sprzedawczyni, na co pokiwał głową.
Zlustrowała go od góry do dołu, po czym zniknęła
między wieszakami. W tym czasie dołączyli do niego przyjaciele.
- Gdzie wy zniknęliście? – Spojrzał na nich, marszcząc
brwi.
- Obok jest sklep muzyczny! – wytłumaczył
entuzjastycznie Ashley. – Chyba kupię nowy bas na pamiątkę. Ale teraz skupmy
się na balu. Pytanie zasadnicze brzmi: czy będę musiał założyć perukę?
Andy przeczesał wolno włosy, zastanawiając się nad
odpowiedzią. Nie miał pojęcia, jakie dokładnie są wymagania. Tak się właśnie
dzieje, gdy podejmuje się spontaniczne decyzje. Na szczęście z pomocą przyszła
owa ruda kobieta.
- Nie, nie będziesz musiał. – Zaśmiała się, widząc
ulgę w oczach mężczyzny. – Czyżbym miała więcej osób do ubrania? Wspaniale!
Chodźcie za mną. Dobierzemy wam kolory. A co do włosów to możecie związać je w
luźne, opadające na plecy kucyki.
Poprowadziła ich na sam koniec sklepu, gdzie królowała
wystawa strojów z XVIII wieku. Choć żaden z nich nie był szczególnym fanem
historii, musieli przyznać, że ta epoka była wyjątkowa.
Ruda kobieta poprosiła do siebie Jake’a. Zdjęła z
niego miarę i zaczęła przesuwać wieszaki, w międzyczasie pytając o to, jaki kolor
sobie życzy. W końcu wybrała zielono-złoty zestaw, w którym Jake prezentował
się niezwykle elegancko. Następnie zajęła się Jinxxem, któremu dobrała
fioletowe odcienie połączone z czarnymi elementami. Christian miał się
zaprezentować w brązach i złocie, natomiast Ashley w czerni i czerwieni.
- Właściwie to ja bym wolał kolory Ashley’a – bąknął
Andy.
- Dla ciebie
przygotowałam coś specjalnego. – Ruda kobieta, która, jak się okazało, miała na
imię Gwen, uśmiechnęła się do niego tajemniczo.
Kiwnęła palcem, by poszedł za nią. Poprowadziła go w
stronę przymierzalni, wyjaśniając po drodze, że nie jest pewna, czy kostium
będzie dobrze leżał ze względu na jego wysoką i szczupłą sylwetkę i dlatego
musi go od razu przymierzyć. Z początku nie widział w ubraniach, które mu
podała, niczego specjalnego. Wyglądały podobnie do tych, które dostali
przyjaciele. Dopiero kiedy założył jasne pończochy, błękitne, obcisłe culotte, koszulę w kolorze kości
słoniowej, haftowaną kamizelkę, a na to błękitny habit à la française z misternie zdobionymi haftami,
złotymi obszyciami na mankietach i przy guzikach, zrozumiał, że to nie jest
zwyczajny strój i on sam nie wygląda zwyczajnie. W osłupieniu patrzył w swoje
odbicie w lustrze. Ocknął się dopiero, kiedy usłyszał gwizdnięcie Christiana.
-
No stary…
Przez
moment bał się, że przyjaciele zaczną się z niego nabijać i już zaczął układać
w głowie plan odgryzienia im się. Jednak ku jego zaskoczeniu oni także w ciszy
podziwiali jego strój. Być może postanowili się nie śmiać, bo wiedzieli, że
sami będą musieli założyć coś podobnego, a może dlatego, że zwyczajnie nie
widzieli nic zabawnego w tym arcydziele.
-
Naprawdę mam niebieskie oczy – powiedział pierwszą rzecz, jaka przyszła mu na
myśl, aby przerwać ciszę.
-
Laski w fanfikach wiedzą, jakie masz oczy po pierwszym spotkaniu w świetle
ulicznej lampy, a ty potrzebowałeś wbić się w osiemnastowieczne wdzianko, żeby
to zauważyć. – Ashley podszedł do niego z uśmiechem. – Andy, nie sądziłem, że
to powiem, ale wyglądasz świetnie. Łączysz stare z nowym i to jest niesamowite.
Ashley
zawsze miał zmysł estetyczny. Potrafił projektować, dobierać kolory i kształty.
Dlatego jeśli już on coś chwalił, to z pewnością było to dobre. Uśmiechnął się
do przyjaciela z wdzięcznością, po czym spojrzał na resztę. Oni również się
uśmiechali i kiwali głowami z uznaniem.
-
Nie mogę się doczekać tego balu – przyznał Jinxx.
Jake
odwrócił się do Gwen i pokiwał głową.
-
Weźmiemy te stroje.
____________________
Ashley
poklepał go po plecach.
-
Czym się stresujesz?
-
Sam nie wiem. – Wzruszył ramionami i kolejny raz potarł o siebie dłonie. –
Chyba była zadowolona, kiedy dałem jej zaproszenie, ale może się rozmyśliła?
-
Głupi jesteś – prychnął mężczyzna. – Która laska nie chciałaby iść na bal? One
wszystkie marzą o tym, żeby choć raz poczuć się jak księżniczka. Dlatego
spędzają godziny na przygotowaniach. Będzie dobrze, Andy. Osobowość
kobiety jest prosta i nieskomplikowana. U kobiety „tak” znaczy „tak”, „nie”
znaczy „nie”. – Zamyślił się na chwilę. - Tylko czasami „nie” znaczy „tak”, a w
wyjątkowym przypadku „nie” znaczy „może”. Natomiast „może” zawsze znaczy „może”,
no tylko czasami „może” oznacza „nie”, a już od wielkiego dzwonu „może” znaczy „tak”.
Przecież to jest proste, oczywiste i logiczne.
Andy
spojrzał na przyjaciela szeroko otwartymi oczyma. Próbował przetworzyć jego
monolog, ale obawiał się, że musiałby to napisać na kartce, a potem rozłożyć na
części pierwsze. Nie miał jednak czasu się nad tym głowić. U szczytu schodów
pojawiła się Celeste. Wstrzymał oddech, choć początkowo nie zdawał sobie z tego
sprawy.
Miała
na sobie typową robe à la
française o dwudzielnym kroju. Spódnica spodnia była
rozłożona na stelażu, który nadał kształtu jej wąskim biodrom. Na nią nałożyła
suknię wierzchnią, skrojoną wraz z manteau. Rozchylona suknia wierzchnia
ukazywała spódnicę, która była obficie ozdobiona pasmanterią i koronkami.
Dopasowany stanik rozcięty był na całej długości. Rękawy sukni sięgały łokcia, krojone był wąsko i zakończone
kolistą falbaną, wykonaną z materiału wykorzystanego na całą suknię, dodatkowo
uzupełniane kilkoma rzędami engageantes. Dekolt robe à la française był
prostokątny. Karczek miał zaokrągloną linię wycięcia, zachodząc wysoko na
ramiona. Całość wykonana była z gładkich i wzorzystych tkanin jedwabnych w kolorach
delikatnego, pastelowego błękitu i złota. Odpuściła sobie wytworną koafiurę.
Włosy upięła w eleganckiego koka z wypuszczonymi pasmami, które mocno
zakręciła, tak że idealne loczki opadały jej na ramiona. Nie miała też na sobie
makijażu poza delikatnym różem na bladych policzkach.
- Co wam się wszystkim stało? – Blondynka uśmiechnęła się uroczo, widząc
zachwycone spojrzenia mężczyzn. – Wyglądacie po prostu majestueux. –
Klasnęła w dłonie obciągnięte prawie do łokci błękitnymi rękawiczkami.
- A ty wyglądasz dividement – odparł Andy. Tak długo
powtarzał to słówko, którym zamierzał ją skomplementować, aż w końcu brzmiało w
jego ustach, jakby miał francuskie korzenie.
Wystąpił przed zebranych i
wyciągnął ramię. Celeste powoli zeszła po stopniach, uważając, by nie nadepnąć
sukni i nie poślizgnąć się w nie do końca wygodnych trzewikach. Przyjęła ramię
Andy’ego i wspólnie skierowali się na zewnątrz, gdzie czekała dziewczynę
kolejna niespodzianka.
- Nie wierzę! – Pisnęła. – To
był twój pomysł?
- Oczywiście. Prawdziwa królowa
musi jechać prawdziwym powozem.
Uradowana uniosła fałdy robe i szybkim krokiem podeszła do
powozu. Była to prawdziwa osiemnastowieczna kareta, zaprzęgnięta w sześć karych
rumaków, których uprzęże przyozdobione były pawimi piórami. Angela karmiła
zwierzęta kostkami cukru z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Postarał się. Mam nadzieję,
że zedrzesz pantofelki. – Ucałowała córkę w czoło i odeszła.
CC pomógł blondynce wejść do powozu,
a sam wskoczył na kozła. Ashley usadowił się obok niego i wyrwał mu wodze,
prychając z niezadowoleniem. Twierdził, że nikt z nich nie potrafi kierować
końmi i to on będzie powoził, aby zwierzętom nie stała się żadna krzywda.
Nikomu to nie przeszkadzało. Pozostali usadowili się na miękkich siedzeniach
wewnątrz. Po drodze zajechali pod dom Holly. Miała na sobie podobną robe à la française do Celeste, lecz skromniejszą i
w odcieniach czerwieni.
Droga był dłuższa, gdyż
mężczyźni zdecydowali jechać jak najmniej wyboistą trasą. Nie ufali dziwnemu
pojazdowi i ciągnącym go koniom. Ashley wolał uniknąć wąskich leśnych dróżek, gdzie
konie mogłyby się ocierać o ostre gałęzie, oraz kamienistych dróg, na których
zwierzęta mogły nastąpić na kamienie i przez to utykać. W rezultacie
przejechali środkiem Sunbeam, kłaniając się wszystkim zaskoczonym osobom, które
w osiemnastowiecznych strojach szły w kierunku sali bankietowej, gdzie odbywały
się wszelkie eleganckie imprezy.
Ashley ściągnął cugle. CC
zeskoczył z kozła i pobiegł otworzyć drzwiczki. Pomógł Celeste wysiąść. Chciał
jej towarzyszyć, lecz wtedy zobaczył minę Andy’ego i zrozumiał, że tego
wieczoru Celeste należy tylko do niego. Bez słowa odstąpił od dziewczyny. Była
lekko zdumiona jego zachowaniem, gdyż niczego nie zauważyła, jednak z radością
skorzystała z ramienia Andy’ego.
Zaczekali chwilę, nim ruszyli
do sali, by upewnić się, że koniom nie będzie niczego brakować. Okazało się, że
na placu przed budynkiem zaparkowało jeszcze kilka bryczek, a obsługa była
przygotowana na taką ewentualność.
Wiele osób było zachwyconych
wyglądem Celeste, gdy schodziła z gracją po schodach w towarzystwie przystojnego
bruneta. Za nimi kroczyła Holly w towarzystwie Ashley’a, który uznał, że ich
stroje do siebie pasują, dlatego powinni razem spędzić ten wieczór. To był
błahy powód, ale Holly najwyraźniej wystarczył, bo zachichotała tylko i ujęła
go pod ramię. Schodząc, rozglądali się po pomieszczeniu. Ściany były czysto
białe, podobnie jak parkiet. Doskonałe oświetlenie sprawiało, że sala była
jasna i czysta. Zwrócili oczywiście uwagę na wielkie kryształowe żyrandole i
ogromne okna z widokiem na ogród, również oświetlony tysiącami kolorowych
lampeczek. Na specjalnych podwyższeniach stały wazony z niebieskimi bukietami,
wisiało też kilka obrazów przedstawiających francuskie królowe, w tym Marię
Antonię. W dalszej części budynku znajdowała się sala z poczęstunkiem. W lewym
rogu ulokowała się orkiestra. Wszystko było piękne, bogate i magiczne.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt
i zatańczysz ze mną, pani?
Andy wyciągnął dłoń, ukłoniwszy
się. Celeste dygnęła i podała mu swoją, pozwalając poprowadzić się na środek parkietu,
gdzie akurat kilkanaście par ustawiło się do menueta.
Nagle drgnęła.
- Andy, to menuet – szepnęła.
- Nie umiesz tańczyć?
- Ja tak, ale ty…
Uniósł brew w charakterystyczny
tylko dla siebie sposób i posłał jej uroczy uśmiech. To ją uspokoiło. Postanowiła
nie pytać, skąd chłopak zna ten francuski taniec ludowy. Najwyraźniej szykował
się na to wydarzenie od jakiegoś czasu, a robił to tak skrycie, że nic nie
zauważyła.
Tańczył fantastycznie. Nie
mogła przestać się uśmiechać. Każdy jego ukłon, każde dygnięcie, postawa były
bardzo dobrze wypracowane. Utrzymywał tempo, nie pomylił się ani razu.
Prowadził ją lekko i razem płynęli po parkiecie.
____________________
- Chciałbym wznieść toast za
ten wieczór i w ogóle za pobyt w Sunbeam – oświadczył Ashley, uniósłszy
kieliszek wypełniony szampanem.
- I za Christiana – dodał Andy.
Spojrzał na przyjaciela, który
podziękował mu uśmiechem.
- Słuchajcie, czy można
prowadzić karetę po alkoholu? – Ash podejrzliwie spojrzał na swój, teraz już
pusty, kieliszek, zastanawiając się, ile alkoholu zawiera szampan.
- Prowadziłeś bez prawka –
słusznie zauważył Jake. – Ja bym się nie przejmował.
- Dzięki, ulżyło mi. –
Mężczyzna położył dłoń na sercu i po chwili wybuchł śmiechem, a reszta mu
zawtórowała. - Naprawdę świetnie się bawię. I nawet te dziwne frędzelki mi nie
przeszkadzają. – Pomachał ręką, aby zaprezentować zdobione mankiety.
-
W takim razie może jeszcze jeden taniec? – Holly spojrzała na niego nieśmiało,
kryjąc się za wachlarzem.
Ashley
uśmiechnął się szarmancko i poprowadził ją na parkiet. Tego wieczoru nie
odmówił ani jednej damie, która miała dość odwagi, by poprosić go do tańca.
Zorientowawszy się, jak wiele par oczu go śledzi, sam zaczął podchodzić do
przypadkowych dziewczyn. To samo czynili pozostali. Jedynie Jake momentami
zdawał się być przygaszony. Inna z pewnością chciałaby uczestniczyć w takiej
imprezie. Obiecał sobie, że za rok ją tu przywiezie. Z Christianem czy bez. W
końcu Angela po to miała pensjonat, by przyjmować w nim gości, którzy chcieli
odpocząć w uroczym Sunbeam.
Muzyka
ucichła, a parkiet opustoszał. Celeste rozglądała się w poszukiwaniu Andy’ego,
który chwilę temu zniknął jej z pola widzenia. Zauważyła, że idzie do niej od
strony orkiestry. Czy to on poprosił, by przestali grać? Zmarszczyła brwi.
Rozległy się dźwięki fortepianu i skrzypiec. Chłopak bez słowa ujął jej dłoń i
pociągnął delikatnie na środek sali. Rozejrzała się spanikowana. Wszyscy na
nich patrzyli. Tymczasem Andy zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Nie
dziwiła się mu – przywykł do tego, że ludzie się na niego gapią. Był niezwykle
opanowany i pewny siebie. Położył jej dłoń na biodrze. Odruchowo oparła swoją o
jego ramię i podała drugą. Orkiestra grała przepiękną melodię, a oni wirowali. Kompletnie
nie znała tego tańca, lecz Andy doskonale ją prowadził. Uśmiechał się do niej
uspokajająco, a drobnymi, niemal niezauważalnymi gestami, przekazywał jej, jaki
będzie następny krok. Okręcała się wokół własnej osi, a jej suknia falowała.
Przysuwała się do niego, to znów oddalała, cały czas patrząc mu w oczy. Taniec
nie okazał się trudny, ponieważ ruchy wciąż się powtarzały. Muzyka zaczęła
przyspieszać, ale już się tym nie martwiła, bo wiedziała, co ma robić. W końcu
Andy zakręcił nią i nim zdążyła opanować rozmazujący się przed oczyma obraz,
złapał ją mocno w biodrach i uniósł do góry. Okręcił się trzykrotnie, postawił
ją na ziemi i znów zaczęli pływać po parkiecie. Słyszała pełne zachwytu
westchnienia zebranych. Sama nie mogła wyjść z podziwu. Melodia stopniowo
cichła, a kiedy już dobiegła końca, Andy odchylił ją do tyłu. Tym razem nie tak
gwałtownie jak u Mario. To było wolne, delikatne i pełne gracji.
Zewsząd
rozległy się gromkie brawa i wiwaty. Usłyszeli też kilka radosnych okrzyków
„król i królowa”, które wywołały na ich twarzach szerokie uśmiechy. Ukłonili
się szybko i odeszli. Oboje milczeli. Po części dlatego, że próbowali uspokoić
oddechy, a po części dlatego, że oboje nie mogli wyjść z zachwytu nad tą
magiczną chwilą. To było coś więcej niż tylko taniec.
Czuł,
że jest teraz niesamowicie blisko niej. Jakby ich dusze były ze sobą złączone,
jakby wszystko było na swoim miejscu. Zdał sobie sprawę, że czuł to już
znacznie wcześniej, ale dopiero teraz dopuścił to do siebie. Najważniejsze jest
znaleźć kogoś, kto dotknie twojej duszy, nie dotykając jeszcze twojego ciała.
Przyspieszy bicie serca, nie przyspieszając biegu zdarzeń. Poruszy twój świat,
jednocześnie pozwalając ci pozostać w takim miejscu, w którym chcesz być. I
nawet będąc daleko, będzie znacznie bliżej ciebie, niż wszyscy ludzie
znajdujący się dookoła. Wiedział, że tak jest w jej przypadku. Dotknęła jego
duszy już tego dnia, kiedy ujrzał ją po raz pierwszy w białej sukience.
Przyspieszyła bicie jego serca, a wszystko działo się tak wolno. Poruszyła jego
świat. Zburzyła go i odbudowała na trwalszym fundamencie. I wiedział, że nawet
kiedy wróci do głośnego Los Angeles, ona będzie blisko niego. Bo pewnych osób
się nie zapomina.
Płakałam, gdy pisałam
ten rozdział. To, że tak rzadko publikowałam, jest spowodowane tym, że
nie mogłam się uporać z tym właśnie rozdziałem. Był jednym z pierwszych,
które wymyśliłam i wiedziałam, jak ma wyglądać, ale przez to, że miał
być idealny, płakałam po każdym napisanym zdaniu, bo to bolało. Nie
potrafię tego wyjaśnić. Nadal nie jestem w pełni zadowolona z efektu, bo
nie potrafię opisywać tańca, a opisy strojów, które miały być takie
bogate i w ogóle, zbudowałam na podstawie informacji z różnych stron o
modzie francuskiej. No cóż, mistrzem Martinem nie jestem.
Anyway, jest to mój ulubiony rozdział.
Love you,
Erato
Naprawdę, podziwiam na opisy! Czytając, czuło się tą niezwykłą atmosferę, jakby doświadczało się tego na własnej skórze! Niesamowity pomysł! Chyba równeż zaliczę go do jednego z ulubionych rozdziałów tego opowiadania <3
OdpowiedzUsuń